- Widzisz, co zrobiłeś - parsknął. - Obudziłeś

gdyby Maggie go podejrzewała, że cacka się ze sobą. - Aha, na pewno - fuknęła. - Daj, obejrzę twoją rękę. Ostrożnie podwinęła poszarpany rękaw koszuli i znalazła kolejne dwa, dość głębokie skaleczenia. - Musiałem upaść na kamienie. - Jedziemy do lekarza - oznajmiła kategorycznym tonem. 42 Natychmiast cofnął rękę. - Wykluczone. Nie będę jechał do lekarza z byle zadrapaniem - żachnął się. - To nie są byle zadrapania - Maggie była uparta - tylko rany. Na jedną trzeba będzie najprawdopodobniej zakładać szwy. Być może na tę na policzku też - dodała, oceniając spojrzeniem powagę obrażeń. - Mówiłeś poza tym, że masz chyba pęknięte żebro, co oznacza, że trzeba zrobić zdjęcie rentgenowskie. Ash oparł się o zapiecek krzesła. http://www.zabudowabalkonow.biz.pl/media/ nawet włoska na głowie żadnego z nich? Lizzie obróciła się, by spojrzeć mu w twarz. - Gdyby na początku naszej znajomości ktoś mi powiedział, że mógłbyś mnie skrzywdzić fizycznie... - Nigdy tego nie zrobiłem - przerwał jej z oburzeniem. - Nie umyślnie. - Regularnie sprawiasz mi ból. - Mówiła zupełnie spo-kojnie, sama się dziwiąc, jak potrafiła zachować zimną krew w takiej chwili. - Więc dlaczego wciąż ze mną jesteś? - spytał nieco ciszej. - Wiesz dlaczego. - Myślałem... - Urwał i opadł ciężko na sofę.

w fotografii przyrody. 24 - Nie wspomniał, czym się zajmuje. - Pewnie. Nie miał czasu na pogawędki. Podrzucił ci dzieciaka i zwinął się. Szkoda, swoją drogą, bo ma piękną twarz. Jak wszyscy Tannerowie. Sprawdź - Słusznie - Len pomilczał i ciężko dodał: - a konkretnie pozwalają mu się zabić. No, prawie zabić, wymiana odbywa się na granicy życia i śmierci, i życie bynajmniej nie zawsze przeważa. Byłem zobowiązany poinformować o tym wcześniej Strażnika i uzyskać jego zgodę na obrzęd. - Dlaczego więc tego nie zrobiłeś? - Dlatego, że i tak umierałaś. Na zatopionej drodze, przy fontannie, śmiertelnie raniona kamiennym mieczem. Pamiętasz? Chciałam zaprzeczyć, przeciwnie pokręcić głową, ale przed oczami stanęła mi rozgrywająca się kiedyś scena - noc, zczarniała przez krew woda, rozłożone na kamieniach ciało... i Len, klęczący na kolanach, z przyłożonym do nadgarstka nożem. “ - Arrless, genna! Tredd... Geriin ore guell... - Trzymaj się, dziewczynko! Teraz... Ja nie pozwolę ci umrzeć...” Będzie wychodzić, nie prigrieziwszajasia... - Nie miałem innego wyboru - kontynuował Len. -- Moja krew – to jedyne, co mogło ciebie wtedy uratować i w tamtym momencie nawet nie myślałem o Strażniku. I Wiedźmiego Kręgu wtedy w Dogewie nie było. Wyżyłaś i nawet nie powzięłaś podejrzenia, że lekka rana na boku to ślad od noża, którą zrobiłem ja, kiedy leżałaś nieprzytomna. - Ale przecież oddałeś mi swój rear! - Machinalnie chwyciłam się za kiść amuletów, bo tydzień temu zerwałam sznurek z szyi i ze złością rzuciłam go w krzaki. - To wyszło przypadkiem. Żegnaliśmy się – możliwe, że na zawsze, - i pomyślałem: czemu nie? - wzruszył ramionami Len. -- Dla innego Stróża ten rear już nie się nadawał, za to prezent z niego wyszedł przepiękny. Przecież nieraz skarżyłaś się, że nienawidzisz bezczelnych telepatów, a ciągłe utrzymywanie magicznej obrony jest niemożliwe. Lepiej nosić na szyi niezawodny amulet. Ale nawet nie pomyślałem, że na ciebie podziała! W liście, który zawiozłaś do Starminu, przyznałem się twojemu Nauczycielowi jak blisko byłaś śmierci, i poprosiłem go żeby cię na początku poobserwował. - Po co? - Pamiętasz arlijską świątynię? - Spróbuj zapomnieć!