- To dlaczego nie chcesz wyjść za mnie za mąż? Wciąż

renowacji. Chciałem nadać mu zupełnie nowy wygląd. By nic nie przypominało mi dawnych lat. JakŜe chętnie zarzuciłaby mu ręce na szyję! Ona, Alison, nie miała beztroskiego dzieciństwa. Gdy lej ojciec porzucił rodzinę, jej matka, Mildred Lind, harowała ponad siły, skracając sobie Ŝycie cięŜką pracą. Chciała zapewnić swoim córkom dobre dzieciństwo, jakie potem wraca we wspomnieniach. W ich domu zawsze brakowało pieniędzy, ale nigdy - miłości. - Wezmę twoje rzeczy z wozu - powiedział Mark, przekazując Erikę Alli. Alli roześmiała się, a Mark spojrzał na nią, speszony nieco tym śmiechem. - Co cię tak ubawiło? - zapytał. - Bo chyba nigdy w Ŝyciu mała tyle razy nie przechodziła z rąk do rąk swoich opiekunów. Uśmiech Marka był prawie niezauwaŜalny. - Masz rację. Nie zwróciłem na to uwagi. Alli uśmiechnęła się i pocałowała dziecko w policzek. - Ale tobie jest miło - mówiła do dziewczynki - Ŝe masz takie powodzenie, prawda? - Nie przywykła do tego - rzekł Mark. Alli uniosła na niego wzrok. - Do czego? http://www.weblustro.pl kto wie, moŜe spotka kogoś, kogo potrafi pokochać Bzdura! Ona zawsze będzie kochać Marka. Uniosła głowę, bo usłyszała pukanie. Wiedząc, Ŝe to nikt inny, tylko Mark, nie zareagowała. Nic nie mają sobie do powiedzenia. Gdy pukanie rozległo się ponownie, pomyślała, Ŝe zapyta, czego on chce. Na pewno nie jej, pomyślała. Z cięŜkim westchnieniem podeszła do drzwi. - Kto tam? - Słyszałem, co mówiłaś w kuchni, a teraz proszę, byś wysłuchała mnie. Wolałaby, Ŝeby nie widział jej zaczerwienionych oczu. Tak bardzo kochała tego męŜczyznę. Wzięła się jednak w garść i spojrzała na niego. - JuŜ mi chyba wszystko powiedziałeś, Mark. - Proszę, wysłuchaj mnie, Alli. Odeszła od progu, by mógł wejść. Potem podszedł do okna i dłuŜsza chwila

- Mój Boże, czy to był jakiś wypadek? Dopiero co przyjechałam i nie znam tej historii. - Niestety, zginął w awanturze pijackiej - odparł pan Lamb opierając się o pulpit. - Lord Alexander był wyjątkowo leniwym i zatwardziałym w grzechu młodym człowiekiem. Rzadko przychodził do kościoła i dopóki żył, żadna szanująca się rodzina nie posyłała nikogo do pracy na dworze. - Jakie... to dziwne, że obecny markiz nosi tak niezwykle imię - zauważyła Clemency. - W odróżnieniu od brata. - Wyjątkowo niechrześcijańskie imię - dodał pastor. - Dziwię się, że mój poprzednik zgodził się tak go ochrzcić. - Chodź, moja droga, nie przeszkadzajmy panu Lambowi pracy. Rozejrzymy się jeszcze po kaplicy - powiedziała pani Stoneham i skierowała się do wyjścia. Na miejscu wskazała na małą tabliczkę nagrobną umiesz¬czoną na ścianie. Sprawdź - To z polecenia milorda, panienko. Pan zszedł tu osobiście. Clemency popatrzyła na koszyk z konsternacją. Nie chciała się tłumaczyć przed lady Heleną, a już z pewnością nie wobec panny Baverstock. Do kuchni wszedł woźnica, uchylił przed Clemency kapelusza i wziął kosz. - Wstawię go do powozu, panienko - powiedział, mruga¬jąc do pani Marlow. - Nie będzie pani przeszkadzał. - Dziękuję - wyjąkała dziewczyna. - Życzę miłego popołudnia, panno Stoneham - odezwała się gospodyni. - Z pewnością zasłużyła sobie pani na to. Clemency pobiegła na górę po pelerynę i kapelusz i punktualnie o drugiej wsiadła do powozu. Tuż przed nią ulokowały się w nim lady Helena z dwoma pekińczykami oraz panna Baverstock. Podróż upłynęła na wymuszonej wymianie grzeczności między Orianą a Clemency. Lady Helena nie miała im nic do powiedzenia, toteż zajęła się uspokajaniem psów, szczególnie mniejszego, który nie znosił podróży i nieprzerwanie szczekał. Młodsze pasażerki dzielnie walczyły, by utrzymywać wątłą konwersację, ale poddały się w końcu i przez resztę drogi wyglądały w milczeniu przez okna powozu. Woźnica zajechał wkrótce przed domek pani Stoneham, rozłożył stopnie powozu i poszedł po koszyk. Przednie siedzenie było teraz wolne, przez co w środku zrobiło się więcej miejsca, więc lady Helena ze spokojem wyjęła z torebki kość i rzuciła ją na podłogę - ujadający pekińczyk wreszcie zamilkł. Oriana pośpiesznie cofnęła nogi. - Czarująca dziewczyna ta panna Stoneham - stwierdziła żywo lady Helena. - Zgadza się pani ze mną, panno Baverstock? - Musiała mieć wspaniałe referencje - odparła Oriana wymijająco. - Referencje, panno Baverstock? Nie bardzo rozumiem. - Od poprzedniego pracodawcy, lady Heleno.