- Zrobie wszystko, ¿eby zapewnic mojej rodzinie

wszystko zaaranżować. Nikt, ani doktor Pritchart, ani ktokolwiek inny w tamtym szpitalu, nie odważyłby się odstawić takiego numeru w pojedynkę. Musiałeś ich przekupić albo jakimś sposobem zmusić. - Przekupstwo i przymus. Ciężkie oskarżenia. Nie zamierzała zbaczać z tematu. - Posłuchaj, albo powiesz mi, co wiesz, i zaoszczędzimy mnóstwo czasu, albo będę węszyła samodzielnie, ale wtedy wyciągnę na publiczny widok wszystkie trupy z szafy rodu Cole’ów. - Na twoim miejscu poważnie bym się nad tym zastanowił. - Ależ ja zastanowiłam się nad tym bardzo poważnie. Ugryzł kolejną oliwkę. - Słyszałem, że wczoraj byłaś z Nevada. - Wpadłam na niego na ulicy. Siwiejące, krzaczaste brwi wygięły się sceptycznie ku górze. - No, no, pierwsza osoba, na jaką się natykasz, to dokładnie ktoś, kogo powinnaś unikać. - Ojciec mojego dziecka. - Może. Poczuła, że gwałtownie się rumieni, udawała więc, że obserwuje motyle i pszczoły przelatujące z jednej doniczki pełnej kwiatów na drugą. - W tym sęk, dziewczyno. A jeśli ten dzieciak nie jest Smitha? Wiesz, już jest źle, a mogłoby się zrobić jeszcze gorzej. Powoli wstała i pochyliła się nad stołem. Nie mogła pozwolić, żeby ojciec ją zastraszał. http://www.tworzywa-sztuczne.net.pl - Zadzwoń do mnie, jak się zdecydujesz. Plecy jej zesztywniały; popatrzyła na niego gniewnie przez ciemne okulary. - Dlaczego? - Chciałbym, żebyśmy byli w kontakcie. - To chyba nie najlepszy pomysł. Naprawdę. - No cóż, według mnie nie da się tego uniknąć. - Miasteczko nie jest znów takie małe. - Dobrze wiesz, że nie o tym mówię. Wpadłaś do Bad Luck i przywiozłaś mi taką niespodziankę... powiedziałaś, że gdzieś żyje moje dziecko. Jeśli to prawda... - To jest prawda - zapewniła, czując, jak pieką ją policzki. - Jeśli to prawda, to powiedziałbym, że mam w tym swój udział. - Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. - Będę chciał poznać moją córkę. - Najpierw muszę ją znaleźć.

papierosów z wewnetrznej kieszeni kurtki. - Za to chyba mi płacisz, nie? Bo jestem popieprzony. A tak¿e dlatego, ¿e i ja mam cos na ciebie, mój przyjacielu. - Wyjasnijmy sobie jedno, dobrze? Nie jestesmy przyjaciółmi. Nigdy nimi nie bylismy i nie bedziemy. To tylko... interesy. Sprawdź - Zgadza sie, nie chce. - Moim zdaniem, to dobrze, ¿eby tu przyszli - powiedział Nick, odchylajac sie do tyłu. W przycmionym swietle ¿yrandola jego oczy wydawały sie ciemniejsze. - Mo¿e ich wizyta oczysci atmosfere. Alex skrzywił sie i potrzasnał głowa. - Beda z tego same kłopoty. Jak zawsze. W koncu nawet próbowałem pomóc me¿owi Cherise, dałem mu prace w Cahill House... - Ale to ju¿ przeszłosc. Nie ma o czym mówic - przerwała mu Eugenia lodowato. I Alex spuscił wzrok. - Racja. 199