powie mu o ciąży, stając z nim oko w oko.

prawda? Ty byłeś biegaczem? Ty wykonujesz najgorszą robotę? – Bzdury! – Dobra, ja gadam bzdury, a ty pójdziesz siedzieć za porwanie. – Bentz cały czas myślał o uwięzionej O1ivii. Zacisnął dłoń na ramieniu chłopca. – Porwanie i kilka zabójstw... Rozdział 37 W Blue Burro było ciasno, tłum gości wypełniał salę z pomalowanym sufitem. Na drewnianych belkach przycupnęły drewniane papugi. Między gośćmi kręcili się kelnerzy w czarnych spodniach, białych koszulach i kolorowych bandanach na szyi. Nosili tace pełen półmisków z jedzeniem, rozstawiali miseczki guacamole. Co jakiś czas zbierali się dokoła jednego stolika, nakładali klientowi wielkie sombrero na głowę i śpiewali hiszpańskie „Sto lat”. Lokal tętnił życiem. Montoya domyślał się, że policja już pytała o Fernanda, więc wolał nie rzucać się w oczy. Schował obrączkę do kieszeni i usiadł przy barze, zajął jeden z nielicznych wysokich stołków niedaleko obrotowych drzwi do kuchni. Zamówił whisky u barmanki, która wyglądała, jakby nie miała jeszcze dwudziestu jeden lat. Głośna meksykańska muzyka nikła w gwarze rozmów i szczęku szkła, ale Montoya nasłuchiwał, czekał na coś, co pozwoli mu dowiedzieć się czegoś więcej o Fernandzie Valdezie, jego siostrze, srebrnym chevrolecie, kobiecie, która nim jeździła. Powoli sączył drinka i zerkając w lustro nad barem, dyskretnie obserwował salę. http://www.twoja-fotka.com.pl/media/ – Wiem to. – A jednak to twój dar. – Oboje wiemy, że mój dar znikł wiele lat temu. – Nie chciała o tym myśleć, wspominać, jak poznała Bentza i jak oczami mordercy widziała serię przerażających zbrodni. Początkowo zbywał jej rewelacje śmiechem, ale z czasem się do nich przekonał. I nigdy nie dał jej o tym zapomnieć. – Nie próbuj zmieniać tematu, to ci się nie uda. – Oparła łokcie na stoliku. – Chodzi o coś więcej niż uraz po wypadku. Coś cię gryzie. Coś dużego. – Masz rację. Nie wytrzymuję bezczynności. – Czyżby? – Nie uwierzyła. Przywiązanie do pracy nie tłumaczy dystansu między nimi. Zresztą odpowiedź padła za szybko. – Coś jeszcze? Przecząco pokręcił głową. Krył się za murem. – Powiedziałbyś mi, gdyby było? – Oczywiście. – Posłał jej ten leniwy uśmiech, który tak bardzo kochała, pochylił się nad

będzie musiał przejść tędy. Pił colę, obserwując owady krążące wokół lampy nad drzwiami do sali numer 134. Studenci schodzili się powoli. Być może Fernando się nie pojawi. Yolanda na pewno ostrzegła go przed Bentzem, a wcześniejsze nieobecności – na rannym wykładzie i w pracy – sugerowały, że postanowił zachować ostrożność. Teraz może już być w Tijuanie albo jeszcze dalej za meksykańską granicą. Przecież to Sprawdź Montoya nic nie mówił, palił, milczał i słuchał. – Namieszała mu w głowie, mówię ci. Jeździ jego samochodem, spotyka się z nim w szkole. W college’u. Poszedł tam, żeby wyjść na ludzi, żeby zostać księgowym, jak jego siostra, i wtedy... poznał ją, tę... Tę aktorkę i nagle, proszę bardzo, chce pisać sztuki! – Zmrużyła oczy. – A co ja z tego będę miała? Nic. Nawet w pracy muszę go zastępować, nie wyrabia się, bo musi być z Jadą. – Skrzywiła się z niesmakiem i cisnęła niedopałek na ziemię. – Kto wie, gdyby nie Roberto, może zabiłabym sukinsyna! O1ivia słyszała rytmiczny stukot z góry. Poprzez trzaski i szelesty docierał do niej odgłos kroków. Ktoś wszedł na pokład. Ani przez chwilę nie wątpiła, że to porywaczka, więc nie krzyczała; wolała nie ryzykować, że wariatka ponownie ją zaknebluje. Boże, oddałaby wszystko za jakąś broń.