Dziewczynie nie wypadało dłużej oponować, a w końca jej obawy okazały się bezpodstawne. Psy tak ujadały na widok trzeciej kobiety w powozie, że lady Helena ledwie słyszała własne słowa. Zmieniła się nie tylko Clemency, to samo działo się z Arabellą. Czy to możliwe, że zaledwie tydzień temu, nie myśląc o konsekwencjach, wyruszyła na spotkanie z Joshem Baldockiem? Wydawało się to wręcz nieprawdopodobne. Wydarzenie to jasno uświadomiło Arabelli, że lekkomyślne wyczyny z przeszłości mogły mieć dla niej bardzo przykre skutki. Teraz, gdy Mark Baverstock zaproponował jej pota¬jemną schadzkę na wiejskim jarmarku, Arabella poczuła niepokój zamiast radości. Myślała o tym nieustannie, lecz nie zdradziła się ani przed Dianą, ani przed Clemency. Wiedziała, że obie stanowczo by się sprzeciwiły, a tego właśnie chciała uniknąć. Pragnęła raczej zrozumieć, o co chodzi temu mężczyźnie. Tym razem doskonale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa podobnej gry. Gdyby nie zwierzyła się bratu, musiałaby wtajemniczyć w swoje plany kuzynkę lub guwernantkę. Jednak po raz pierwszy w życiu po-dzieliła się tak ważnym sekretem z Lysandrem. Stał się jej gwarantem na wejście w dorosłość i dopóki miała pewność, że on wszystko wie, nie musiała się tym sekretem dzielić z nikim innym. Kiedy w środę po południu Oriana i Clemency wybrały się na przejażdżkę z lady Heleną, a Diana czytała na górze, Arabella przystała na propozycję Marka, by pospacerować po parku. Podobnie jak Lysander, nie posądzała go, że dybie na jej cześć, mimo to z ulgą patrzyła na kołyszący się w oddali biały słomkowy kapelusz lady Fabian. Szacowna dama siedziała pod drzewem cedrowym zajęta haftowaniem. Mark zachowywał się bez zarzutu. Poprosił swoją towa¬rzyszkę, by wybrała mu różę do butonierki, wydawał się rozbawiony jej opowieściami o dziecięcych wyczynach i traktował ją z należytym respektem - jednym słowem, był bardzo układny. Nie powtórzył już tego błędu, by mówić w jej obecności o pannie Stoneham - nie miał zamiaru wzbudzać podejrzeń - a po kwadransie zagadnął: - Widzę, że jest pani zbyt żywą istotą, by siedzieć w domowym zaciszu przy robótkach ręcznych! - Próbowałam wyszywać, gdy byłam mała, nigdy jednak nie udało mi się skończyć tamtego haftu - przyznała Arabella ze śmiechem. - Znalazłam go kilka dni temu w którejś szufladzie. Był cały upstrzony kropkami krwi od nieustannego kłucia się igłą. Och, naprawdę nienawidziłam tego zajęcia! - Zatem wagarowała pani, prawda? - Owszem. Uciekałam, kiedy tylko mogłam. Wspinałam się na drzewa i wiecznie wpadałam do strumyka. - A co z jarmarkami we wsi? Z pewnością musiała pani tam bywać. Nie pociągały pani stragany z ciastkami im-birowymi i inne atrakcje? Proszę się przyznać! Oczywiście, że tak było. Przez kilka lat wymykała się tam w ciągu dnia, a w zeszłym roku zaczęła też chodzić na wieczorne zabawy, które okazały się o wiele bardziej hałaśliwe. Mieszkańcy wioski, rzecz jasna, dobrze wiedzieli, kim jest, ale nigdy nie wydali jej przed ciotką. - Dobry Boże, ależ skąd! - skłamała. - To było absolut¬nie niemożliwe, choć przyznaję, że zawsze miałam na to ochotę. Sama nie wiedziała, czemu minęła się z prawdą, wyczuła jednak, iż mądrzej będzie nie zdradzać mu wszystkich tajemnic. Była pewna, że pan Baverstock ukrywa coś w zanadrzu, i nie widziała powodu, dla którego miałaby odkryć przed nim swoje karty. - Więc pozwoli się pani tam zabrać? Obiecuję, że zaopiekuję się panią, jak należy, i odprowadzę bezpiecznie do domu jeszcze przed północą, zupełnie jak w bajce o Kopciuszku. Dlaczego mu na tym tak zależy? - zastanawiała się. Nie lubiła się oszukiwać i była daleka od przeceniania swojego uroku. Żaden mężczyzna nie chciałby bez powodu ponosić takiego ryzyka, żeby spędzić parę godzin w jej towarzystwie. Po co w ogóle miałby robić skrycie coś, co miał na co dzień w Candover Court? - Nie mogę uwierzyć, że tutejszy jarmark tak bardzo pana pociąga, panie Baverstock. - Czemu nie? - zaprotestował. - Jako chłopiec zawsze chodziłem na okoliczne odpusty. Jestem mistrzem w rzucaniu do celu i mogę zagwarantować pani wygranie wielu nagród. Chyba zdecyduję się na ten wypad, pomyślała Arabella, a głośno zapytała: - Jak pan to sobie wyobraża? http://www.tarczeprostokatne.info.pl Jimmy zachichotał. - Wie pani przecieŜ, Ŝe ona nigdzie nie wychodzi -rzekł. - Podobno - ciągnął - upiekła tonę placków, dobrze pani trafiła. - Są pyszne - przyznała Alli. Chciała się cofnąć, wyminąć Marka, ale on wyciągnął rękę i niechcący dotknął jej ramienia. Usiłowała nic po sobie nie pokazać, ale kaŜdy nerw w niej drgał. - Wrócę za chwilę - powiedział Mark, patrząc jej głęboko w oczy. Przesłała mu uśmiech, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę domu. Gdy doszli do stajen, Mark rozejrzał się dokoła. Kilkunastu robotników stało przy ogrodzeniu, obserwując, jak jeden z nich ujeŜdŜa konia. Koń był piękny. Był równieŜ mądry, bo wyraźnie chciał zrzucić z siebie jeźdźca. Jednak jeździec dał koniowi do zrozumienia, Ŝe nie z nim takie kawałki. Ani koń nie zamierzał ulec człowiekowi, ani odwrotnie.
- A więc ty... uległaś, poddałaś się, tak? - zapytała ostrożnie. - Tak. - Hope uniosła ku niej twarz wilgotną od łez. - Chciałam, żebyś ty się uchroniła. Poprzysięgłam sobie, że odciągnę Bestię od ciebie. Obiecałam sobie, że nie padniesz jej ofiarą. Ja płaciłam jej daninę, ja brałam na siebie pokusy, grzech, bo ty miałaś być czysta. Czy nie próbowałam cię obmywać, oczyszczać? Biblioteka. Mały Danny. Żołądek podszedł Glorii do gardła. Hope chwyciła ją za ręce. - Masz jeszcze czas. Rozumiesz? Uratujemy cię! Sprawdź Piątej Alei i ulicy Fir. Jamie nie był w stanie dłużej kryć podniecenia. -.. Ty też zjesz hamburgera, mamo? - Nie, ale mam ochotę na lody z polewą karmelową. - Ja zamówię! R S Willow uśmiechnęła się, widząc, jak syn przyjmuje na siebie rolę głowy rodziny. Wyciągnął rękę po pieniądze. - Lody mają być z posypką orzechową? - Nie, bez orzechów. - Wręczyła mu banknot dziesięciodolarowy. - Zamiast tego poproszę podwójną porcję polewy karmelowej. - A czy mogę napić się coca-coli? - Oczywiście.