Minęły trzy dni od momentu, gdy Nevada po raz pierwszy po latach wpadł na Shelby, ponad siedemdziesiąt od

mogła sobie przypomniec niczego, co miało zwiazek z jej ¿yciem. Czuła wewnatrz pustke. To było przera¿ajace. Przera¿ajace jak diabli. - Wiedziałem, ¿e sie obudzisz! - Głos Aleksa zagłuszył wszystkie dzwieki. Marla odwróciła głowe, spodziewajac sie zobaczyc kolejna obca twarz, ale spojrzawszy na swojego me¿a, odniosła mgliste wra¿enie, ¿e ju¿ go kiedys widziała - w ułamku sekundy przed jej oczami ukazał sie niewyrazny obraz, który jednak natychmiast zapadł z powrotem w czarna otchłan niepamieci. - Och, kochanie, tak dobrze jest znowu cie 68 zobaczyc! - Pod rozpietym płaszczem Alex miał na sobie granatowy garnitur. Konce paska wetknał do kieszeni. Był wysoki i dobrze zbudowany. Usmiechał sie szeroko, a jego szare oczy błyszczały radoscia. Przechylił sie przez porecz łó¿ka i gwałtownie chwycił ja w ramiona. - Ja strasznie... to znaczy my wszyscy strasznie sie za toba stesknilismy. - Miał niski, głeboki głos, pachniał dymem papierosowym i jakas pi¿mowa woda po goleniu. Zło¿ył na policzku Marli serdeczny http://www.ta-medycyna.org.pl/media/ poniewa¿ nie byłam w stanie udowodnic, kim jestem. - Gdy tylko dojdziesz do siebie... - zaczał Alex. - Ja ju¿ dawno doszłam do siebie, do cholery! - Marla uderzyła piescia w stół. - Przestan traktowac mnie, jakbym była lalka z saskiej porcelany albo idiotka, albo jednym i drugim! - Dobrze, ju¿ dobrze. Uspokój sie. Oczywiscie, ¿e potrzebujesz wszystkiego od paszportu do złotej karty 373 Neimana Marcusa - rzekł Alex ugodowo. - Zaraz sie tym zajme. - Nie, ja sama zaraz sie tym zajme. Sama sobie najlepiej poradze, Alex.

- Zobaczymy - stwierdziła, ruszajac do windy. - Mam swoje ¿ycie. W Oregonie. - Naprawde? - spytała z niedowierzaniem unoszac brwi, po czym wsiadła do windy. - Tak - mruknał, przypominajac sobie o zapasach alkoholu, które Alex zgromadził dwa pietra ni¿ej. Sprawdź rozwarły jej szczeki. Marla zaczeła kaszlec i chwytac powietrze, zwijajac sie w torsjach, nie czuła ju¿ nic prócz bólu. - Zadzwonie po pogotowie. - Czysty głos Carmen przebił sie przez szlochanie Cissy i kaszel Marli. Otworzyła oczy. Korytarz wirował wokół niej, ale w koncu sie zatrzymał. Zobaczyła Nicka, który siedział na niej okrakiem, nie przygniatał jej jednak, bo opierał sie na kolanach. Widziała jego napieta twarz i powa¿ne oczy, szukajace jej spojrzenia. - Marla? Cissy, Tom i Eugenia stali nad nia, robiac mnóstwo zamieszania. - Och... - Nie była w stanie wydobyc z siebie głosu.