Żal mu było stojącej przed nim dziewczyny. Wyglądała na załamaną. Musiała bardzo przeżyć śmierć siostry i okrut¬ne zachowanie matki. Swoją drogą, jak matka może zrobić coś takiego swojemu dziecku?

Szczęścia było samotnych, którzy wreszcie znajdowali kogoś bliskiego... - Czy ty teraz też już jesteś mądrym Poszukiwaczem Szczęścia? -spytał Mały Książę patrząc Pijakowi prosto w oczy. Tym razem Pijak nie spuścił wzroku i po raz pierwszy zwyczajnie się uśmiechnął: - Chyba tak, i to dzięki tobie... Już wiem, że tak naprawdę posiadam tylko to, co jest we mnie. Nie mam dokąd ani do kogo wrócić, więc muszę iść naprzód... Pijak wstał i zaczął sprzątać porozrzucane butelki, zaś Mały Książę pochylił się nad Różą, która mu szeptnęła: - On musi stale iść w głąb siebie, aby siebie odnajdować... - I odnajdzie? - spytał zatroskany Mały Książę. Róża nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ Pijak powrócił do Małego Księcia. - Co zamierzasz dalej robić? - Mały Książę uśmiechnął się przyjaźnie do Pijaka. - Chciałbym odnaleźć tych, których kiedyś zawiodłem i naprawić to, co zepsułem... Na swoją planetę Róża i Mały Książę powrócili tuż przed zachodem słońca. Kiedy przyglądali się, jak złocista kula znika powoli za horyzontem, Mały Książę usłyszał pełen zadumy głos Róży: - Miałeś rację, dorośli są dziwni. Dzieci nie szukają szczęścia... I nie udają, że są kimś innym niż są rzeczywiście... Szkoda, że Pijak nie opowiedział ci o lustrze... - O jakim lustrze? - On kiedyś miał lustro, zwykłe lustro, w które patrzył podczas golenia i czesania. Ale kiedy zaczął pić, stłukł je... Po chwili Róża dodała jeszcze: - Czasem niektórzy dorośli zachowują się dziwniej niż małe dzieci i tłuką lustra, które ukazują ich brzydotę... http://www.szkolarodzeniazelazna.com.pl/media/ - Hej, co ty robisz? - zaprotestował gwałtownie. Tammy zamknęła oczy. - Skoro umiesz się nim zająć, to ja mogę się przespać. Bawcie się dobrze. Obudziła się kilka godzin później. Światła były przy ga¬szone, w kabinie panował półmrok. Któraś ze stewardes przykryła całą trójkę kocami. Tammy zerknęła w bok. Mark spał, tuląc do siebie uśpionego Henry'ego. Malutka rączka chłopczyka zaciskała się mocno na palcu mężczyzny. Najwyraźniej było im dobrze razem. Dopiero teraz Tammy zaczęła dostrzegać między nimi pewne podobieństwo i na¬gle poczuła, że coś zaczyna dławić ją w gardle. Dziwne. Przez tyle lat nie płakała, a odkąd spotkała Marka, co chwilę ulegała wzruszeniu. Jak to możliwe? Przecież nic o nim nie wiedziała - tyle tylko, że został księ¬ciem regentem w jakimś małym, lecz uroczym europejskim księstwie, a jego przyjaciółka Ingrid nie przepada za dzieć¬mi. On sam chyba też nie, ale... Ale jego maleńki krewny chyba niespodziewanie odnalazł drogę do serca Jego Wysokości. Tammy oniemiała z wrażenia, gdy wioząca ich limuzyna zatrzymała się przed ogromnymi marmurowymi schodami. Poniżej schodów znajdowało się krystalicznie czyste jezioro, a powyżej... Powyżej wznosił się nieprawdopodobnie pięk¬ny zamek z białego kamienia, ozdobiony niezliczoną ilością wież, wieżyczek i balkonów. Otaczały go majestatyczne gó¬ry. Na ich skalistych graniach lśnił śnieg, a poniżej ciągnęły się przepiękne lasy. I to miał być jej nowy dom? - Co o tym myślisz? - zagadnął Mark. Odwróciła się i spostrzegła, że obserwował jej zachwyt z wyraźną przyjemnością. - Co myślę? Strasznie to wszystko przesadzone.

- Przykro mi, ale ktoś musiał ci to wreszcie powiedzieć. Sam widzisz, że nie możemy mieszkać pod jednym dachem. Albo znajdziesz nam inny dom, albo wracam do Australii. - Nie, to ja wracam do siebie, a ty zostajesz tutaj. Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie skrzypieniem koła taczki, którą nieopodal pchał pomocnik ogrodnika. - Wyjeżdżasz? - spytała w końcu Tammy. - Tak, gdy tylko załatwię wszystko, co jest tu do zała¬twienia. - I zostawisz mnie samą? Sprawdź - Nie przepraszaj. On wcale nie był tobą naprawdę zachwycony. Udawał tylko zachwyt. Motyle nie umieją się zachwycać... Widząc ogromne zawstydzenie Róży, Mały Książę pochylił się i złożył na jej płatkach długi delikatny pocałunek. Później cicho odszedł na bok i bardzo dokładnie sprawdził, czy gdzieś na planecie nie znajdują się jakieś gąsienice. Kiedy podszedł do Róży, by ją przykryć na noc kloszem, wydała mu się wyjątkowo piękna. I wyjątkowo mu bliska. Chciał jej to okazać, ale nie wiedział jak. Pochylił się więc, by pocałować ją na dobranoc, kiedy nieoczekiwanie usłyszał: - Motyle nie umieją troszczyć się o kwiaty, nie umieją podlewać róż ani przykryć kloszem... Cieszę się, że mam ciebie... Tego wieczoru więcej nie rozmawiali. Razem podziwiali w milczeniu zachód słońca... Następnego ranka Róża krócej niż zwykle zajmowała się sobą. Widać było, że bardzo pragnie coś powiedzieć, lecz wciąż się czuje zawstydzona. Poza tym zjawiły się wędrowne ptaki. Przylot wędrownych ptaków na planetę Małego Księcia nie był czymś wyjątkowym. Ale też nie były to jakieś