edukacji Rose. Tylko dlatego chciała się z nim spotkać.

- Nie sądziłam, że jesteś - przyznała, a po chwili milczenia zapytała - Co się z nią stało? Na wspomnienie żony Bryce'a znów ogarnęło poczucie winy. Nie chciał o tym rozmawiać, a już na pewno nie z Klarą. Wydawało mu się, że w ten sposób jeszcze bardziej krzywdziłby Dianę. - Jeśli to zbyt bolesne, lepiej... - zaczęła Klara nieśmiało. - Bolesne, ale... - Postanowił udzielić zwięzłej informacji. - Zmarła po urodzeniu Karoliny. Ciąża miała ciężki przebieg. Z powodu cukrzycy i toksemii. Klara usłyszała gniew w jego głosie i zauważyła, ze był wzburzony. Pomyślała, że musiał bardzo kochać żonę. Jej utrata i konieczność samotnego wychowywania dziecka były zapewne ciężkim przeżyciem. - Skoro już o tym mówimy, wyjaśnijmy sobie od razu pewną sprawę - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Słucham. - Nie szukam zastępstwa. - A ja nie zamierzam nikogo zastępować - odrzekła Klara, myśląc o swojej pracy, która w jej oczach zmieniała świat na lepsze. - Chodzi mi tylko o Karolinę. Ktoś musi o nią dbać podczas mojej nieobecności. Dziecko potrzebuje matczynej opieki. Klara przeraziła się, słysząc te słowa. Opieka nad dzieckiem, owszem, ale zastępowanie matki? Nie czuła się do tego powołana, jednak nie mogła się teraz dekonspirować. - Dam sobie radę - zapewniła. - Wiem, że jesteś przygotowana, ale to może okazać się niewystarczające dla mojej córeczki. Czyżby sądził, że się nie nadaję, pomyślała Klara. Przez chwilę oboje milczeli. - Dlaczego otwarcie nie powiesz, o co ci chodzi? - spytała. - Nie ufam ci - rzekł, uważał bowiem, że Klarę otacza zbyt wiele tajemniczości. Zdumiało go, iż w ten sposób ta kobieta wróciła do jego życia. To było podejrzane. - Tamtej nocy nie okazywałeś tego - zauważyła i natychmiast pożałowała swoich słów. - To stało się pięć lat temu. Byłem wtedy wolnym człowiekiem. Za nikogo, poza panią prezydentową, nie czułem się odpowiedzialny. Teraz mam Karolinę. Moje życie całkiem się odmieniło. Jestem innym człowiekiem. - A ja się nie zmieniłam. Nie ma we mnie nic z matki. Zadbam, najlepiej jak potrafię, o twoją córkę, póki tu jestem. Ale nie oczekuj niczego poza tym, co mogę zaofiarować. Bryce rozpoznał jej chłodne spojrzenie. Pięć lat temu, wychodząc z hotelowego pokoju, patrzyła tak samo. Teraz trzymała w ramionach jego dziecko. Nabrał jeszcze większych podejrzeń. http://www.studium-medyczne.info.pl — Myślę, czy podobna sytuacja może się jeszcze po- wtórzyć. — Przesłała mężowi krótkie, pełne smutku spoj- rzenie. — Wiesz przecież, jak mocno dzieci są z nią zwią- zane... i jak bardzo jest im potrzebna. Bez niej nie czułyby się bezpieczne, prawda? —Może nic takiego już się więcej nie przydarzy — odezwał się uspokajająco pan Fields. — To mógł być wy- padek. Sam jednak nie wierzył w to, co mówił. Był przeświad- czony, że ta historia z Nianią to nie był wypadek. Wyjechał tyłem z garażu, wyprowadzając swój krążow- nik. Manewrował nim tak długo, aż drzwi pojazdu wyko-

- Myślałaś, że szukają cię gliny? Skinęła głową i skuliła się jeszcze bardziej. - Dlaczego? - mruknął Santos bardziej do siebie niż do dziewczyny. - Mówisz, że to on ich nasłał na ciebie. To znaczy kto? - Mój ojczym. On też jest gliną. Groził mi, krzyczał, żebym nie próbowała uciekać, bo i tak mnie znajdzie. Znajdzie, a potem... Nie dokończyła. Santos mógł się tylko domyślać, czym facet mógł jej grozić, skoro była tak śmiertelnie wystraszona. Do tej pory też musiał się z nią obchodzić okropnie, inaczej nie uciekłaby z domu. Sukinsyn. Santos splótł palce, oparł brodę na dłoniach. Sprawdź Za nią wyskoczył na ulicę biały terier Szekspir, jej najwierniejszy towarzysz. Gdy dorożkarz włączył się w nieduży o tej porze ruch, spojrzała w górę i w dół Grosvenor Street. - Więc to jest Mayfair - powiedziała do siebie, przyglądając się monumentalnym fasadom domów. W przeszłości nieraz pracowała u ziemiaństwa i drobnej szlachty, ale ich domy nie mogły się równać z pałacami, które teraz zobaczyła. Mayfair, ulubiona dzielnica angielskich bogaczy i szlachetnie urodzonych, w niczym nie przypominała reszty hałaśliwego, zatłoczonego i brudnego Londynu. Już wcześniej, z okna dorożki, wypatrzyła w Hyde Parku przyjemne alejki spacerowe dla siebie i Szekspira. Chętnie przyjęłaby tu posadę, pod warunkiem, że młoda dama i jej matka nie będą odludkami. Wyjęła z kieszeni złożoną gazetę i jeszcze raz odczytała adres, po czym wzięła do ręki smycz i ruszyła ulicą. - Chodź, Szekspir.