- Zobaczysz, jak ci będzie dobrze, kiedy cię utulę

Lereena nie wydała żadnego dźwięku, ale w jej stale pogardliwym spojrzeniu widoczny był strach i błaganie o pomoc. Zawahawszy się, Rolar ostrożnie położył miecz na ziemi i popchnął go w stronę doradcy. Ten się nachylił i go poniósł, z zadowolonym uśmieszkiem i orężem w ręce. Teraz oczekująco popatrzył się na Orsanę. Zmusić najemniczkę nie było takie proste. - Podejdź to dostaniesz! – zaparła się, wyciągając swój miecz, ale nie dla wroga. - spróbuj mi go zabrać! - Orsana! - tragicznie wyszeptał Rolar. -- No proszę... błagam ciebie... przecież oni zabija Lereenę! - No i ghyr z nią! Nie podoba mi się i nigdy mi się nie podobała Nie wiadomo, ile łożniaków zdążyłaby zabić nasza najemniczka, ale nagle Lereena pisnęła, ostrze powoli zaczęło wrzynać się w jej szyję, a potem wypadło z bezwładnej ręki i na ziemię spadła głowa. Miecz opadł, potem znów wzniósł się do góry, kreśląc łuk wokół właściciela. Te złociste włosy i ironicznie zwężone oczy rozpoznałabym wśród tysiąca innych. Len!!! Ale jak?! Czasu na wyjaśnienia i szczęśliwe uściski nie było. W tym samym momencie wyciągnęłam raptownie z kieszeni paczuszkę z proszkiem z żuczkojada, na oślep rozdarłam opakowanie i rzuciłam je w powietrze. Co tu się zaczęło dziać! „Wampiry” znajdujące się najbliżej nas zapiszczały z bólu, porzuciły broń i zaczęły obracać się w kółko, rozrywając paznokciami swoje ciała. Rolar zręcznie przedostał się przez otaczający go pierścień łożniaków, poturlał po ziemi, kopnął doradcę w pachwinę i w locie złapał swój miecz, który wypadł z bezwładnej ręki. Sekundę później stał ramię w ramię z Lenem i Orsaną, którzy teraz rąbali na kawałki metamorfy, które uniknęły styczności z żuczkojadem. Tych było niedużo. Ja, która kucnęłam po środku wojennej zawieruchy, nie przestawałam bombardować najbardziej żywotnych wrogów krótkimi salwami zaklęć. Teraz wiedziałam z czym mam do czynienia, więc pachy (takie stworzenia – przyp. red) i zajączki wiały na wszystkie strony. Na świętowanie zwycięstwa nie było czasu. Ze wszystkich stron napływały nowe oddziały wroga. Pierwsze trupy zaczęły się rozkładać, rozpływając się na gołej ziemi. Pod nogami od razu zrobiło się ślisko. Tylko Lereena, nieustannie mrugając oczyma, rozglądała się wokół z wyrazem bezgranicznego zdziwienia na bladej twarzy. - Do świątyni! – pierwszy połapał się Rolar. Chwyciwszy Władczynię za rękę, tak nonszalancko pociągnął ją za sobą, że ta nieomal uderzyła w zapaskudzoną belkę. - Co... jak możesz... impertynent! – zawyła Władczyni. Na dalsze sprzeciwy Lereena nie miała czasu – Rolar nadal wlókł ją do świątyni, wyciągnąwszy przed siebie rękę z mieczem. Len i Orsana ubezpieczali go po bokach, blokując uderzenie przeciwników, albo odpychając nogami leżących, bezwiednie miotających się po placu. Zatrzymałam się i starannie plotłam zaklęcie. Ognisty półokrąg spalił dobrą jedną trzecią placu. Ogromne drzewo, które płomień walnął w korzeń, z trzaskiem upadło na najbliższy dom, miażdżąc ściany jak papier. Dogoniłam przyjaciół przy samym progu świątyni. Len i Orsana zatrzasnęli drzwi od razu za moimi plecami i założyli je belką. Nabrawszy tchu, ustawiliśmy się przyjaciel na przyjaciela. Zauważyłam, że wampiry i najemniczka nie mają zamiaru opuszczać obroni. Pod ich wzrokiem Lereena zwinęła się w kulkę, przeciwnie kręcąc głową: - Nie, nie! Nie wiedziałam! Naprawdę! Nie jestem z tym związana! Rolar co tu się dzieje? Wampir bez szacunku splunął na podłogę. - Co się dzieję? Co się dzieję?! Święta naiwności! Kto tu jest Władczynią? Ty czy ja? Idź i zapytaj swojego nowego doradcy, jeżeli nie możesz skorzystać ze swojego daru! Na zewnątrz zapanowała podejrzana cisza. Na wszelki wypadek też wstrzymaliśmy oddech, obawiając się przepuścić jakąś atrakcję. http://www.stomatologwroclaw.net.pl wyraźnie podkreśliła liczbę mnogą. * Znany szpital psychiatryczny dla niebezpiecznych przestępców. - Czyli ofiar mogło być więcej - podsumował Terry Reed. - Na pewno interesowała się nie tylko Patston i Bolso-ver - potwierdził Keenan. Aż do czasu załamania komputer stał się jedynym powiernikiem Clare. W nim przechowywała szczegółowe, regularnie uzupełniane zapisy dotyczące swoich celów -„przypadków" (włącznie z Lizzie Wade), wszystkie starannie zaopatrzone w numery, które wydawały się częściowymi datami

Nikosowi, i to jej nie dawało spokoju. Za każdym razem, kiedy dzwonił telefon, dosłownie wyskakiwała ze skóry ze strachu, że to może być on. Nie mogła przestać myśleć o Dannym i tym, jak bardzo go kocha, R S i przez to wszystko pod koniec dnia miała całkiem Sprawdź - Nigdzie się nie pali. Nie zadawaj głupich pytań, tylko ruszaj tyłek i w drogę. Was też to dotyczy - zwrócił się do pozostałych. - Daj im zjeść śniadanie - wstawiła się za głodomorami Maggie. Ash otworzył drzwi. - Przyjechali do pracy, nie na wyżerkę. Woodrow, Reese i Whit wyszli potulnie za najstarszym bratem, ale Rory'ego ciągnęło do jedzenia. - Co on sobie wyobraża? - mruknął i nałożył sobie na talerz porcję kiełbasy z sosem. - Będzie mi rozkazywał, jakbym był smarkaczem - złościł się, połykając swoją porcję w błyskawicznym tempie. - Zobaczymy,