ramiona ledwie drgnęły. To wszystko, na co mogła się zdobyć, mimo koszmaru, który ją

opowiadać o Bentzu i ma słuchaczkę chciwie chłonącą jej słowa. – Twój mąż to dno, O1ivio. A ty? No cóż, miałaś pecha, że też za niego wyszłaś. Wiesz dlaczego? Twój mąż jest takim dupkiem, że ty za to zapłacisz. Ty i inne. Spojrzała na zegarek, zaklęła, zdenerwowała się. Przez chwilę rozglądała się po pomieszczeniu, wzięła kanister z rogu, uśmiechnęła się. Mała niespodzianka. Strach Olivii przerodził się w panikę. Wariatka podpali łódź! Z nią pod pokładem. – Nie – bełkotała zaklejonymi ustami. – Nie! – Gniewnie uniosła dłonie do twarzy, szukała brzegu taśmy. Zmusiła palce do wysiłku i szarpnęła, zrywając sobie przy okazji pas skóry z ust policzków. – Nie! – Powtórzyła, ale porywaczka nie zwracając na nią uwagi, pobiegła na górę po metalowych schodkach. Boże, Boże, Boże! – Nie rób tego! – zawołała za nią. Kobieta zawahała się na szczycie schodów. Czyżby słyszała jej błagania? Czyżby miała jej wysłuchać? – Błagam! – jęknęła Olvia desperacko. Wariatka prychnęła: – Mam to gdzieś! O, nie. Przerażona do granic obłędu O1ivia krzyczała i szarpała za pręty, ale jej dłonie osuwały się co chwila; wciąż jeszcze nie odzyskała pełnej sprawności. – Nie! Proszę. Usłyszała trzask. Zgasło światło. Całe pomieszczenie znalazło się w ciemności. Trzasnęły drzwi. http://www.stomatologwarszawa.org.pl/media/ O1ivia Bentz musi mi zaufać, uwierzyć, że mam ją zawieźć do ukochanego mężulka. Boże, na samą myśl robi mi się niedobrze. Wpatruję się w drzwi wejściowe do tej części lotniska, przeczesuję wzrokiem twarze podróżnych, szukam tej, którą na zawsze będę mieć pod powiekami. Gdzie ona jest, na miłość boską? Przechadzam się nerwowo i zaraz staję. Nie chcę zwracać na siebie uwagi; do tej pory udało mi się unikać kamer, zawsze staję do nich tyłem. Peruka i wielkie okulary także pomagają, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Pocą mi się dłonie. Gdzie ona jest, do cholery? Nie może w końcu przyjść? Dzwoniłam do niej, nagrałam się jej z telefonu Petrocelli... Dzwoni komórka. Nareszcie!

– Wiem... Wiesz, co mam na myśli. Kobieta w samochodzie. Była do niej bardzo podobna. Bardzo, ale to nie był ten głos, była za młoda, widziałem ją z bliska i już wiem, że to nie ona, ale do cholery, tyle o niej wiedziała... o nas. – Przeszył go dreszcz. Przypomniał sobie, jak ją całował, dotykał. Jego żołądek aż podskoczył na wspomnienie jej smaku i tego, jak go potraktowała. Wściekły na siebie usiłował się skupić, myśleć jak policjant, nie jak mąż. – No dobra. Czyli telefon to ślepy trop. Coś jeszcze? Sprawdź – Ale musisz przyznać, że to dziwny zbieg okoliczności. Nowe zabójstwo bliźniaczek, teraz śmierć Shany Mcintyre... Wszystko to w ciągu tygodnia, odkąd wróciłeś do Los Angeles. Każdy gliniarz z odrobiną oleju w głowie zacząłby myśleć. Bentz zacisnął usta. Targała nim burza emocji i robił, co w jego mocy, by nie wybuchnąć. – Gdy żegnałem się z Shaną, żyła. Było to kilka dni temu... Sprawdź w jej kalendarzu. Nie wróciłem do niej, nie widziałem jej na ulicy, nawet z nią nie rozmawiałem. Możecie sprawdzić mój telefon. – Zrobimy to. – Dobrze. Przekonacie się wtedy, że wczoraj wieczorem rozmawiałem z żoną, która jest w Nowym Orleanie. Nadajnik w okolicy pewnie wychwycił sygnał. Jezu, co ja robię. Nie muszę się tłumaczyć. Hayes machnął ręką. – Pomyślałem tylko, że wolałbyś usłyszeć to ode mnie.