Rick Bentz cię nie uratuje.

związane ręce, jak teraz. Telefon Montoi dał mu kolejny punkt zaczepienia. Ramona Salazar. Zmierzchało już, słońce znikało za horyzontem, szum autostrady odbijał się echem wśród wzgórz. Gdy wyszedł na parking przed motelem, usłyszał plusk wody i domyślił się, że w basenie brykają dzieciaki. I to spora grupa, sądząc po krzykach, śmiechach i piskach. Podświadomie zapamiętał, że nie ma samochodu właściciela Spike’a. Pokusztykał do siebie, otworzył drzwi, wszedł do środka. Nic się nie zmieniło, pokój był równie nieprzyjemny jak zawsze. – Witamy w domu – mruknął złośliwie. Postawił laskę przy drzwiach, rzucił torbę zjedzeniem na biurko. Montoya mówił, że Ramona Salazar zmarła mniej więcej rok temu. Bentz włączył laptop i rozpakował kanapkę, wrapa, którego zamawiał, gdy zadzwonił jego partner. „Kanapka kalifornijska”, jak się szumnie nazywała, składała się z zielonej tortilli maźniętej sosem cytrynowo-musztardowym i zawierała wędzonego organicznego indyka, cokolwiek to znaczy, plaster ostrego sera, awokado, pomidora i kiełki. Wszystko było mdłe i bez smaku, ale nie zwracał na to uwagi, bo otworzył skrzynkę odbiorczą i patrzył na informację od Montoi. I rzeczywiście Ramona Salazar była właścicielką samochodu – oby się okazało, że właśnie tego samochodu, o który mu chodziło. Bo w innym wypadku wracał do punktu wyjścia. Nie miał drukarki, ale uznał, że skorzysta z biura, czyli zwykłego peceta do dyspozycji http://www.stomatologia-krakow.net.pl/media/ – Brawo. – Prawda jest taka, że nie wiem nawet, czy to naprawdę twoja matka leży w tym grobie. – Jak to? Poważnie? – W jej głosie wyczuł nutę paniki. – Teraz naprawdę mnie przeraziłeś. Nic dziwnego. Właśnie dlatego od początku nie chciał jej niczego mówić. – Dobry Boże, nie ona? Co to ma znaczyć? Powiedział jej. Zaczął od aktu zgonu i fotografii, poprzez wizje Jennifer lub jej sobowtóra, po skok z molo i śmierć Shany McIntyre. – I dlatego jestem w Kalifornii. – Nie do wiary – mruknęła wyraźnie poruszona. – To znaczy... Mama nie żyje. Wiesz o tym, prawda? Przeszliśmy już przez to. Myślałam, że masz po prostu niezły odlot po środkach przeciwbólowych. Błagam cię! Gdyby żyła, odezwałaby się do nas, a przynajmniej do mnie. A jeśli uważasz, że widzisz jej ducha... Chyba to rozumiem – przyznała niechętnie. – Ja

– No dobra, proszę. – Rebecca podała mu wizytówkę. – Tylko jeden numer – dodała. – Bo tylko raz do mnie dzwoniono. Dzięki. – Spojrzał na rząd cyfr. Numer miejscowy. – Nie ma sprawy – zapewniła bez przekonania. – Coś jeszcze? – To wszystko. – Super. – Zabrała papierosy i zapalniczkę z kontuaru i w ślad za Bentzem wyszła na zewnątrz. Sprawdź Niech duma o ponurej przyszłości. Wariatka, stwierdziła Olivia. Zimna, wyrachowana wariatka. I ma obsesję na punkcie Bentza. Została sama pod pokładem lekko kołyszącej się lodzi, czuła, jak strach ogarnia ją całą, pełza po niej chmara malusieńkich robaków. Wpatrywała się w zdjęcia w albumie leżącym zaledwie kilka stóp od prętów klatki. Świąteczna fotografia sprzed dwudziestu paru lat, a album jest gruby, między foliowymi przekładkami spoczywa dokumentacja wielu lat, praca chorego umysłu. Dlaczego? Kim jest? Dlaczego tak bardzo zawzięła się na Bentza? Nie żeby to miało znaczenie; najważniejsze to uciec. I to szybko. O1ivia nie wiedziała, jak tego dokona, ale wiedziała, że musi się stąd wydostać – inaczej zginie.