Wiele jeszcze o mnie nie wiesz, Marku Hartmanie, pomyślała. Spojrzała na

doznawał takich emocji jak z Alli. Zatrudniał róŜne niańki do małej, lecz poza nimi, panią Sanders i dekoratorką wnętrz Ŝadna kobieta nie przekroczyła progu jego domu. Gałęzie krzaków, napierające nań, wyrwały go z zamyślenia. Alli przysunęła się do niego - dotknęli się ramionami. Drgnął jak raŜony prądem. JuŜ samo przebywanie w jej pobliŜu naraŜało go na męki. Jak ona mogła myśleć, Ŝe coś z nią jest nie tak? - zapytywał się w duchu. Wprawdzie on mógł uznać, Ŝe ona nie jest specjalistką od całowania, Ŝe nie zaleŜy jej na jego odczuciach, doszedł jednak do wniosku, Ŝe ten jej brak doświadczenia i świeŜość uczuć są wręcz wzruszające. Niewiele jest na świecie dwudziestopięciolatek, które nie mają pojęcia o sprawach seksu. RozwaŜał ten temat niemal cały dzień i doszedł do wniosku, Ŝe przez te prawie dwa lata, kiedy Alli pracowała dla niego, on nigdy nie zaproponował jej spotkania. Nie dlatego, Ŝeby uwaŜał, Ŝe szef nie powinien się interesować prywatnym Ŝyciem swoich pracowników. Raczej dlatego, Ŝe się bał... Niech to diabli, przecieŜ mogła mieć swego chłopaka, i to niejednego. Skąd ta pewność, Ŝe nie ma nikogo? Jest piękną kobietą, wszyscy męŜczyźni oglądają się za nią bez względu na to, gdzie się znajduje, toteŜ nie moŜna wykluczyć, Ŝe któregoś dostrzegła. Z jakichś powodów zrobiło mu się przykro. Chyba na myśl, Ŝe istnieje ten ktoś. Choć nie miał Ŝadnego prawa, by tę przykrość odczuwać. Westchnął głęboko. Zamiast rozmyślać o Alli i o tym, czy jest, czy nie jest z kimś związana, powinien skoncentrować się na rychłym spotkaniu z Nitą Windcroft. http://www.smaczno-pizzeria.net.pl/media/ rozbierać. Nagą umieścił w wannie. Obserwowała teraz, jak on się rozbiera, nie spuszczając z niej pełnego poŜądania wzroku. Zanurzyła się w pianie, co, jak sądziła, przyniesie ulgę jej rozpalonemu ciału. Uniosła brwi, gdy połoŜył na skraju wanny paczkę kondomów. - Wykład numer dwa - rzekł z szerokim uśmiechem.- MoŜemy kochać się w kaŜdym miejscu tego rancza tak długo, dopóki nikt nas nie wyśledzi. Co powiedziawszy wszedł do wanny i objął nogami jej biodra. - Będziemy...? - zapytała, oddychając cięŜko, podczas gdy on dotykał namydlonymi dłońmi jej brzucha, ramion, piersi. - Tak - szepnął, nie spuszczając z niej wzroku. - Zaraz się przekonasz. I rzeczywiście zaraz się przekonała. Szeryf Gavin 0'Neal ogarnął wzrokiem wszystkich siedzących przy okrągłym stole męŜczyzn. Zebranie Teksańskiego Klubu Ranczerów przełoŜono na środę, ale on

wieczoru na imprezę. Zaniepokoiło ją to, zapaliło się w jej mózgu czerwone światełko. Bo przecieŜ Kara mówiła przedtem siostrze o egzaminie i Ŝe musi przysiąść fałdów i wziąć się do roboty. Alli powołała się wtedy na jej własne słowa o zbliŜającym się egzaminie i poradziła, by zamiast chodzić na imprezy, wzięła się za naukę. Nie to zapewne Kara chciała usłyszeć od siostry i z tej najwyraźniej przyczyny Sprawdź Clemency podążała za nim w milczeniu. Gdy zbliżyli się do wioski, dostrzegli plac wypełniony tancerzami. Kilkaset rozbawionych osób tańczyło, śpiewało i popijało rozmaite trunki. - Jak ich odnajdziemy? - zapytała. - Już prawie za kwadrans jedenasta - rzekł Lysander zerkając na zegar na ratuszu. - Mark pewnie wybiera się właśnie do „Korony”, jeśli już go tam nie ma. Przeszli wzdłuż żywopłotu i znaleźli się na tyłach jednego ze straganów. - Poprosiłem Josha Baldocka, by miał oko na Arabellę - wyjaśnił. - Możemy go potrzebować, mam tylko nadzieję, że nie spił się za bardzo. - Ła... ładniutka... takie właśnie lubię - wybełkotał jeden z przyjezdnych elegantów, patrząc Clemency w twarz i obejmując ją ręką. Lysander powalił go na ziemię jednym mocnym ciosem. Potem przeniósł wzrok na dziewczynę. Kaptur zsunął się z jej głowy i rozpuszczone włosy zalśniły w promieniach księżyca niczym wypolerowane złoto. W oczach mężczyzny błysnęło nagłe wspomnienie, ale już po chwili opanował się i rozkazał ze złością w głosie: - Na litość boską, proszę włożyć kaptur. Nie chcę tu dodatkowych kłopotów. Clemency poprawiła płaszcz drżącymi palcami. - Proszę dać mi rękę. - To nie przystoi, milordzie - szepnęła. - Nie przystoi? Dobry Boże, dziewczyno, tu wszystko Jest nieprzyzwoite! - Bez dalszych nalegań chwycił ją za rękę. - Jeśli nie chce pani być nagabywana przez tych kmiotków, proszę podporządkować się moim zaleceniom. To wszystko pani wina. - Ależ... dlaczego, milordzie?