jęknęła. I jeszcze coś innego się z nią działo, coś było grubo nie w porządku. Krwawienie. - O Boże... - Zaraz się tym zajmę, Lizzie. Nie bój się, kochanie. Kochanie. Chciała krzyknąć, zawołać Gilly, błagać ją, by go stąd usunęła, zabrała z mieszkania dzieci, sprowadziła lekarza, INNEGO lekarza, ale wtedy chłopcy i Sophie usłyszeliby, więc nie mogła ani krzyknąć, ani w ogóle nic zrobić, bo była za słaba, i znów traciła przytomność. Po raz drugi przebudziła się w jasnym, surowym, dziwnie pachnącym pokoju. Christopher w zielonym kitlu i masce pochylał się nad nią i znów powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Miała obolałe gardło, wyschnięte usta i nie była w stanie wydobyć głosu. - Zatrzymałem krwawienie. Zlokalizowałem problem i go usunąłem, więc możesz już być spokojna... To ty jesteś problemem, powiedziała w duchu. http://www.smaczno-pizzeria.net.pl posiadłości, czy została na plaży. Tylko na chwilę zatrzymał się przy furtce, żeby powiedzieć kilka słów do interkomu, a potem podążył na górę, popychając przed sobą wózek z przysypiającym Dannym. R S Carrie usłyszała za plecami odgłos zamykającej się ciężkiej furtki. Odwróciła się, dopadła do ogrodzenia, zaczęła szarpać żelazne pręty. Tym razem furtka się nie otworzyła. Nik niewzruszony maszerował pod górę razem z Dannym. Dogoniła ich dopiero przed wejściem do domu, kiedy Nik już trzymał chłopczyka na rękach. - Nie zabierzesz mi go! - zawołała Carrie. - Rozumiesz?
3. Zabezpieczyć dziecko przed oziębieniem (okrycie, ogrzanie) Dziecko nieprzytomne Dziecko przytomne 1. Zapewnić drożność dróg oddechowych (pozycja boczne ustalona, usunąć zalegającą wydzielinę i treść obcą z jamy ustnej i gardła) 2. W zaburzeniach oddechu (bezdech, niewydolność) rozpocząć sztuczne oddychanie 1. W zatruciu lekami – sprowokować wymioty (P/WSK – nieprzytomne, zab. odd., zab. rytmu serca, drgawki, zatrucie środkami żrącymi, pochodnymi ropy naftowej i detergentami) 2. W zatruciu grzybami i roślinami trującymi – wymioty Sprawdź - Ty co, dowcipów nie rozumiesz? - Głupich dowcipów – nie - stanowczo odcięła Orsana i obróciwszy się do Rolara plecami, zdjęła kurtkę i zaczęła rozpinać kołnierz na wylot przemokniętej koszuli. Wampir z ciekawością obserwował ten proces, póki najemniczka nie spostrzegła się: - Ty jeszcze tu?! A no, byś poszedł do swojego pokoju, daj nam się przebrać! Rolar niechętnie podporządkowywał się, i Orsana własnoręcznie zasunęła za nim rygiel. „Przebierać się” to było za duże słowo; po prostu wykręciliśmy odzież nad postawionym pod łóżkiem garnkiem, a ja ją wysuszyłam i przeprasowałam. Zapach spalenizny wzmocnił się, zmieszawszy się z “aromatami” rzecznego szlamu i końskiego potu. - A ja? - narzekał za drzwiami wampir, umyślnie pociągając nosem. -- Dlaczego nikt nie będzie śpieszył się ratować moją młodą półtora stuletnią duszę od zapalenia płuc, wywołanego przez długotrwały pobyt w mokrej odzieży? - A to sobie poskacz - mrocznie poradziła Orsana, sznurując buty z cholewami - a nuż się rozgrzejesz. Doprowadzając się do porządku, wpuściliśmy Rolara. Wampir i nie myślał rozbierać się, a, dawno temu się rozebrawszy, wpakował się w różowe pościelowe przykrycie i przechadzał się po pokoju, z zainteresowaniem oglądając wiszące na ścianach obrazy i nie zapominając od czasu do czasu narzekać na okrutny los. - Złodziejaszek - z uczuciem powiedziałam, - ot tak na kolację pójdziesz; powiesz gospodyni, że to jest najnowsza starminska moda. Wampir skręcił się błagalnie, i ja, westchnąwszy, przeczytałam nad jego odzieżą potrzebne zaklinanie. Kiedy on się ubrał i wrócił do naszego pokoju, Orsana już stała u pierwszych drzwi, udając, że go nie zauważa i już tym bardziej nie czeka. - Orsana, nie wydymaj się! - błagał. -- Ja jestem wampirem, co ze mną zrobisz: jak mówi się, u głupca i kpiny są idiotyczne. Czasami obrażę - i nie zauważę. No, jeżeli istotnie obraziłem... Orsana trochę poczerwieniała, ale nie wyrzekła ani sło¬wa. Przyjąć przeprosiny czasami trudniej, niż przy¬nieść. - No tak co - pokój? - Rolar, nie doczekując się odpowiedzi, wyciągnął do dziewczyny rękę. - Rozejm - burknęła Orsana, nie patrząc trzasnąwszy go po dłoni. - Na długo? - retorycznie wypytałam, otwierając drzwi.