- Pięć do dziesięciu minut. Nie więcej.

Zmięła liścik i wyrzuciła. 21 Piątek. 18 maja. 7.18 Ed Flanders był barmanem od trzydziestu pięciu lat. Wcale nie marzył o takiej przyszłości. Na początku uznał tę pracę za dobrą wakacyjną fuchę, dzięki której mógł podrywać dziewczyny i przy okazji kosić niezłą kasę z napiwków. Flanders jechał przez Oregon do Los Angeles, gdzie zamierzał zrobić karierę. W Seaside zatrzymał się, jedynie, żeby obejrzeć przedstawienie w miejscowym teatrze, ale kiedy natknął się na napis „Potrzebna pomoc”, pomyślał: co mi szkodzi. Od tamtej pory minęło wiele lat. Na początku wmawiał sobie, że został dla sztuki. Repertuar tutejszego teatru był ciekawy, a przejeżdżało tędy tylu turystów, że gra mogła być warta świeczki. Każdego lata uparcie próbował wkręcić się do kolejnych produkcji, ale ponieważ jego sukcesy sceniczne ograniczały się do ról trzecioplanowych, mówił sobie, że wybrał Seaside dla pieniędzy. Podczas szalonych wakacyjnych miesięcy barman mógł nieźle zarobić. Potem uznał, że został z powodu świadczeń socjalnych, bo po trzydziestce docenił wagę dobrej opieki zdrowotnej. Prawda była jednak taka, że wtedy już znał Jenny i stracił dla niej głowę. Ani się obejrzał, jak minęło kilka dekad, włos mu posiwiał, a śliczna Jenny wciąż była miłością jego życia. Ed Flanders nie miał powodu się uskarżać. http://www.slubne-autka.com.pl 180 Kimberly nie odzywała się przez chwilę, po czym dodała: - Rainie, nigdy nie sądziłam, że jesteś taką pesymistką. - Boże! Musisz wrócić na uczelnię! - Ale to prawda! Być może czeka cię coś pięknego, a ty zwyczajnie chcesz się tego pozbawić! Rety...! - Kimberly zamrugała ze zdziwienia. - Ty i mój ojciec! Zrozumiałam! - Nie! Daj spokój. W tej chwili nie chcę się tym zajmować. Równie dobrze mogła się w ogóle nie odzywać. - Byłam pewna, że to mój ojciec nie chciał tego związku - ciągnęła Kimberly. - Biorąc pod uwagę dość chłodne stosunki z jego ojcem, rezerwę, z jaką odnosił się do własnych dzieci, i obawę przed nadmierną bliskością z moją matką. Ale tym razem to nie tata, tylko ty. To ty nie chcesz zaufać.

– Już czas – oznajmił radośnie. Danny spojrzał na niego obojętnym wzrokiem. – Jedziemy na wycieczkę, panie Q’Grady. Starzy wysyłają cię do wariatkowa. – Wesołek roześmiał się ze swojego żartu. Danny zwinął się jeszcze ciaśniej na łóżku. Za plecami dowcipnisia pojawiło się dwóch mężczyzn. Byli ubrani w mundury i Sprawdź jak intruz w prywatnym klubie Wuja Sama. Nikt jej nie zatrzymywał. Nikt nie pytał o dokumenty. Nie była pewna, czy powinna się cieszyć czy martwić. Nagle teren bazy się skończył, a przed nią pojawił się posterunek wartowniczy. Najwyraźniej ktoś doszedł do wniosku, że marines mogą pilnować się sami, ale akademia FBI wymaga szczególnej ochrony. Rainie zatrzymała się przy posterunku, gdzie wartownik o srogim wyrazie twarzy zanotował jej nazwisko, przyjrzał się jej licencji i powiedział, że nie może wjechać na teren. Jeszcze raz podała nazwisko i pomachała licencją, a on jeszcze raz powtórzył swoje. - Niech pan posłucha. Jestem współpracownicą agenta specjalnego Pier¬ ce'a Quincy'ego - spróbowała. Próba ta nie zrobiła wrażenia na srogim strażniku. - Nie chcę mieć stałego wstępu - spróbowała jeszcze raz. - Czy tu nie