- To prawda.

- Już idziesz do domku, kochanie - powiedziała opiekunka, biorąc dziecko na ręce. - Cały dzień jest jakiś nieswój - zwróciła się do Carrie. - Marudzi, popłakuje... Zdaje się, że mu się ząbek wyrzyna. - Moje biedne maleństwo - rozczuliła się Carrie. Wzięła Danny'ego na ręce, przytuliła. Od razu poczuła się lepiej. Dopiero po chwili uważnie mu się przyjrzała. Danny miał zaczerwienioną buzię, ale przynajmniej przestał płakać. Na korytarzu słychać było głosy. Carrie przypomniała sobie, że Nikos Kristallis nadal jest tutaj. - A to jest sala dla maluchów - mówiła pani Plewman. - Mamy tu doskonałe warunki. Każda opiekunka zajmuje się tylko dwójką dzieci. Carrie odwróciła się na pięcie i stanęła twarzą w twarz ze swoim prześladowcą. Nikos ani trochę się nie przejął, jakby mu wcale nie przeszkadzało, że Carrie spotkała go w żłobku Danny'ego, w miejscu, w którym nie miał prawa przebywać. Najwyraźniej uważał, że reguły dotyczące zwyczajnych śmiertelników http://www.rybka-kosmetolog.pl/media/ spędził ostatnią noc przed lotem do kraju - Lizzie znów miała okazję podziwiać najwyższą klasę Christophera. Podczas gdy ona trzęsła się ze strachu i zamartwiała, trawiona różnymi wyrzutami sumienia, wymuszała na Ardenie zgodę na przerwanie trasy do bliżej nieokreślonego terminu, jej mąż operował Edwarda, łagodził mu ból i zapewniał wygody, znajdując przy tym czas także dla Sophie i Jacka. Obserwując jego poczynania, Lizzie czuła podziw, wdzięczność i wstyd. Tylko to, jak powiedział jej kiedyś, naprawdę się liczyło. Ten inny, odosobniony aspekt ich wspólnego

On jednak nie wypomniał jej tego ani tej nocy, ani nigdy później. Nawet podczas najczarniejszych godzin, kiedy koszmar choroby Jacka zaczął się rozwijać, Christopher pozostał najczulszym mężem. Rozumiejąc jej irracjonalne, choć może nieuniknione poczucie winy, okazywał jej bezgraniczną dobroć, Sprawdź - Naprawdę? - W lekko skośnych oczach Dean błysnęło zaskoczenie. - Tak, sama tego nie rozumiałam, ale Joannę chciała jak najdłużej trzymać ją przy sobie. - Stale obecne pod powiekami łzy zaczęły znów zagrażać. - Może... - odwróciła głowę, próbując się opanować - może miała jakieś przeczucie. - Nie sądzę. Ale tak czy inaczej Irinie miło będzie dowiedzieć się kiedyś, jak bardzo mama ją kochała. - Jeśli ją zapamięta. - Był to jeden z licznych koszmarów, które zaczęły nawiedzać Sandrę. - Ile pani zapamiętała z tak wczesnego dzieciństwa?