Tammy uśmiechnęła się uspokajająco, chociaż w tym obcym, majestatycznym miejscu jej pewność siebie nieco osłabła. - Sama o sobie decyduję. On doskonale o tym wie. Ochmistrzyni westchnęła. - Zrobię, jak pani sobie życzy, ale nawet nie chcę my¬śleć, co powie Jego Wysokość, kiedy się dowie... Tammy nakarmiła Henry'ego, który natychmiast potem zasnął, i rozpakowała się, co zabrało jej całe dziesięć minut. Wzięła prysznic, włożyła świeże dżinsy i bluzeczkę i poszła się trochę rozejrzeć. Przydzielono jej całe skrzydło zamku, tak rozległe, że potrzebowała godziny, by zwiedzić zaledwie połowę. Potem lokaj w liberii przyniósł kanapki na srebrnej tacy. Tammy czuła się coraz dziwniej i coraz bardziej nie na miejscu. Ledwo zdążyła przełknąć jeden kęs, rozległo się pukanie do drzwi. Do komnaty wszedł książę Mark, ubrany z nie¬skazitelną elegancją. Ciemny, wieczorowy garnitur, śnież¬nobiała koszula, krawat w odcieniu królewskiego błękitu. Serce podskoczyło jej w piersi. - Co ty robisz? - Mark obrzucił tacę pełnym dezapro¬baty spojrzeniem. - A jak myślisz? - Tammy machnęła trzymaną w ręku kanapką. - Jem kolację. - Kolację jemy na dole. Zaraz siadamy do stołu. - Ja już zaczęłam jeść. Popatrzył na nią tak, jakby miał przed sobą przybysza z obcej planety. - Henry śpi, więc nie musisz się nim zajmować. Nie ma potrzeby, żebyś siedziała tu sama. - Chcę dalej żyć po swojemu. Tak, jak mi się podoba. - Czy ty nie rozumiesz, że swoimi kaprysami możesz sprawić komuś przykrość? Służba przygotowała wspaniałą kolację na twoją cześć. Nie pozwolę ci ich obrazić. To bardzo wartościowi ludzie, pozostali lojalni rodzinie pomimo skan¬dalicznego traktowania. Większość z nich służyła jeszcze u mojego wuja. Są uszczęśliwieni powrotem Henry'ego, doceniają twoją troskę o niego, chcą cię godnie powitać, a ty co? Stroisz fochy? Nie znalazła na to odpowiedzi. Bezradnie rozejrzała się dookoła. W olbrzymich lustrach ujrzała odbicie skromnie ubranej dziewczyny na królewskim łożu. - Mark, ja tu nie pasuję. - Ja też. - Akurat! http://www.rejack.pl - Chciałbyś, żeby on wrócił? - spytał Mały Książę. - Tak, bardzo bym chciał. - Co byś mu powiedział na powitanie? Badacz Łańcuchów zamilkł zaskoczony tym pytaniem. Pomyślał i po chwili odparł: - Powiedziałbym mu, że cieszę się z jego powrotu i że brakuje mi jego pomocy, a nawet... jego towarzystwa. Bo tak naprawdę jest... Jeśli z kimś zaprzyjaźniamy się naprawdę, to taka przyjaźń chyba nigdy się nie kończy, prawda? Mały Książę pomyślał o Róży i przyznał rację Badaczowi Łańcuchów. Wyraził to zwykłym skinieniem głowy. - Nie ukarałbyś go więc za to, że straciłeś przez niego Światło Księżyca? - Nie. On już przecież sam siebie ukarał najsprawiedliwiej... - bardziej westchnął niż stwierdził Badacz Łańcuchów. - A jeśli on też chciałby wrócić do ciebie, lecz się wstydzi lub boi się, ze go wyrzucisz lub nie potrzebujesz? - dociekał Mały Książę. - Nie mogę mu pomóc, nawet nie wiem, gdzie on się podziewa. Poza tym jeśli naprawdę zechce wrócić, wie gdzie
- Nie przebieram się do kolacji. I zamierzam zjeść ją tutaj. Sama. Nie mam ochoty siedzieć przy stole z księciem. Ani z... Ingrid. Ochmistrzyni spojrzała na nią z przerażeniem. - Ależ to niemożliwe. Musi pani zejść na dół - Dobrze, ale w takim razie zjem razem ze służbą. Na twarzy ochmistrzyni pojawiła się prawdziwa zgroza. - To absolutnie wykluczone! Do licha! Tammy bezradnie rozejrzała się dookoła. Co jej po tych luksusowych meblach? Wolałaby mikrofalówkę. Chociaż i tak w promieniu wielu kilometrów nie było żad¬nego supermarketu! Sprawdź - Ty zawsze byłeś moim przyjacielem... - cicho powiedziała Róża. Mały Książę pogłaskał ją jeszcze czulej. Zrozumiał, dlaczego Róża mu to powiedziała i dlaczego odczuwała zawstydzenie. Nie chciał jednak, by nadal było jej przykro. - Od dziś możemy tęsknić za sobą nie rozstając się - powiedział Mały Książę i z przekorną czułością drażnił kolec Róży. Nie wiedząc nawet kiedy, dotknął ustami kwiatu... - To było... - czuł się zakłopotany i sytuacją, i tym, że nie umie znaleźć słów, by nazwać nowe odczucia i doznania. - To było cudowne... Róża uśmiechnęła się ciepło do Małego Księcia: - Ta cudowna rzecz nazywa się pocałunkiem... I można ją robić zawsze, jeśli chce się komuś okazać, jak bardzo ten ktoś jest nam bliski. Bo to najpiękniejszy sposób sprawienia komuś przyjemności. - Więc będę mógł cię tak codziennie rano witać a wieczorem żegnać przed zaśnięciem? - A nie będziesz miał ochoty na tę przyjemność także między powitaniem a pożegnaniem? - ciepło odpowiedziała przekornym pytaniem.