Milla oddychała ciężko. Zrobiło jej się słabo, nabrała powietrza i

ręką, a drugą chowając nóż do buta. Potem wyszedł spod auta wraz z dzieckiem. - Nie będę rozmawiał - powiedział poważnie Max, spocony, blady, z podkrążonymi oczami. - Jesteście nieznajomi. - Właśnie tak jest - powiedziała Milla, kucając obok niego i wyjmując butelkę z wodą. - Chce ci się pić? Nie musisz rozmawiać, wystarczy, że kiwniesz głową. Kiwnął. Wielkie brązowe oczy patrzyły nieufnie. Kobieta odkręciła butelkę i podała chłopcu. - Proszę, pij. an43 139 Chwycił butelkę obiema dłońmi: jeszcze trochę pulchnymi jak u bobasa, ale zmieniającymi się już powoli w ręce dużego chłopca. Pił zachłannie wodę, aż ściekała mu na koszulkę. Kiedy wyżłopał już połowę, Diaz delikatnie go powstrzymał. - Powoli, chiquis. Pochorujesz się, jeśli wypijesz za dużo zbyt szybko. - Co to znaczy? - spytał Max, patrząc na niego. http://www.rehabilitacjadzieci.net.pl/media/ pewno nie w kościele: gdy Diaz wyjechał do ojca, ten miał już inną żonę i czworo dzieci. A przecież regularnie chodził do spowiedzi, an43 149 zawsze był na mszy, więc jego stosunki z kościołem musiały układać się poprawnie. Matka ściągnęła Diaza z powrotem, gdy chłopak miał czternaście lat. Mówiła, że chce, by syn skończył szkołę w Stanach. I tak się stało. Przeprowadzali się tak często, że przez ostatnie cztery lata nauki Diaz zaliczył aż sześć szkół, ale ostatecznie zdał maturę bez problemów. Nie miał dziewczyny. Nastolatki miewały piękne ciała, ale puste głowy Podejrzewał, że jest ostatnim prawiczkiem w klasie.

- Gdzie umarł? - Gdzie? A tutaj. Tutaj. Zakopałem go o tam, w lesie. Nikt jakoś nie chciał zapłacić za porządny pogrzeb, no to sam się za to wziąłem. Nie było już o czym gadać. Podziękowali Normanowi, a Diaz wręczył mu zwitek banknotów jako zapłatę za poświęcony czas. Potem wrócili do prowizorycznego mostu. Sprawdź 327 wyłącznie własny los; zapewne tę właśnie cechę odziedziczył po niej syn. - Dziesięć lat temu mieszkałeś z Lolą. Zajmowała się wtedy porwanymi dziećmi. - Nic nie wiem o dzie... - Zamknij się. Nie pytam o dzieci. Dla kogo pracował Arturo Pavon i twój stryj, Lorenzo? Słyszałeś nazwisko ich szefa? - Jakiś yanqui - mruknął Enrique - Za mało, cabrón. Nazwisko. - Nie... nie wiem. Ja tylko słyszałem, że mieszka w El Paso. - To wszystko? - Przysięgam!