Santos wzniósł oczy do nieba.

pobiegła do łóżka, zostawiając go rozpalonego. A on dobrowolnie wypuścił ją z rąk. Jeszcze raz okrążywszy pokój, wyszedł na korytarz i ruszył w dół po schodach. Zatrzymał się przed pierwszym z kilkunastu pokojów znajdujących się pod salą balową. Na swoje pukanie usłyszał niezbyt uprzejmą odpowiedź. Zapukał jeszcze raz, głośniej. - Dobrze, dobrze, do licha - burknął męski głos. - Lepiej, żeby to było coś ważnego. Drzwi się otworzyły i zaspany pan Mullins łypnął gniewnie na intruza, trąc oczy. Ujrzawszy pracodawcę, zbladł i wyprostował się pospiesznie. - Milordzie! Nie wiedziałem... - Panie Mullins - przerwał mu Lucien. - Mam dla pana zadanie. - Teraz, milordzie? - Tak, teraz. Proszę przygotować listę... dwunastu, no, powiedzmy, piętnastu samotnych kobiet z arystokratycznych rodów, o dobrym charakterze, miłej powierzchowności, w wieku od siedemnastu do dwudziestu dwóch lat. Jeśli kobieta nie znalazła męża do czasu ukończenia dwudziestego drugiego roku życia, widocznie miała jakiś defekt, umysłowy lub fizyczny. Był pewny, że w pannie Gallant wkrótce jakiś znajdzie. - Kobiety. Tak, milordzie. Ale... w jakim celu? - Małżeństwa, panie Mullins. Proszę mi dostarczyć listę rano, żebyśmy mogli zacząć eliminację. Zostawił osłupiałego doradcę i wrócił na górę. Wimbole już udał się na spoczynek, http://www.rehabilitacja-swinoujscie.com.pl/media/ - Siedzisz mnie? - spytała. - Nie. Nie mogłem spać - odparł i pomyślał, że ta bezsenność bierze się z bliskości Klary. - To popracuj. Może później znajdziesz więcej czasu dla dziecka. - Nie zmieniaj tematu. Moja córka nie ma nic wspólnego z twoimi nocnymi spacerami poza domem. - Chcesz obejrzeć komputer? Sprawdzić, co robiłam? - spytała, wyciągając laptopa, zadowolona, iż rutynowo wykasowała ślady wszystkich połączeń. Bryce pomyślał, że to wyzwanie. Nie wiedział, dlaczego zachowuje się jak zazdrosny kochanek, skoro przecież nie chce trwalszego związku z tą kobietą. Nie miał żadnego prawa pytać, co ona robi w wolnym czasie. - Nie - powiedział. - To dobrze - przyznała. - Bo jestem w tym domu wyłącznie dla Karoliny. Bryce nieoczekiwanie uśmiechnął się. - O co ci chodzi? - spytała. - Lubisz dzieci, prawda? Pokręciła głową wdzięczna za zmianę tematu. - No cóż, kto by pomyślał...

dachem - zaczął, kartkując referencje, choć zupełnie go nie obchodziła ich treść. - Potrzebuję kogoś, kto się nią zajmie, bo bardzo brakuje jej ogłady. Do tej pory miała trzy guwernantki. Ostatnią zwolniłem wczoraj rano. - Biedna dziewczyna pewnie jest zdruzgotana. - Pierwszą damę do towarzystwa przyjąłem tydzień temu. Wątpię, czy zapamiętała ich nazwiska, jeśli w ogóle jest zdolna do przyswojenia czegokolwiek. Sprawdź nic więcej dla niej nie zrobię. - Więc załagodziliście nieporozumienia? - Jakie nieporozumienia? Przyszedłem tu po to, żeby położyć kres plotkom, dopóki pan się z nią nie ożeni i nie wywiezie jej z Londynu. - Aha. Chciałbym, żeby mi pan poświęcił jeszcze chwilę. - Proszę się umówić przez mojego sekretarza. Jutro o dziewiątej rano spotykam się z premierem. Lucien zrobił krok do przodu, zastępując diukowi drogę. - Tylko chwileczkę - powtórzył spokojnie i wskazał na swój gabinet. - Nie mam czasu na takie bzdury. - Więc niech pan go znajdzie - poradził Kilcairn nieporuszony. - Impertynent - warknął Monmouth, ale zawrócił i ruszył holem. Hrabia otworzył mu drzwi i wszedł za nim do środka. Alexandra stała przy biurku,