zwracała specjalnej uwagi na jego nagłe zniknięcia i jeszcze bardziej

- Myślisz, że może o to chodzić? Ze ktoś specjalnie wodzi mnie na manowce? - Jesteś za sprytna i za mądra, by w ogóle mogło być inaczej. Gdy chodzi o cudze dziecko, idzie ci przecież świetnie, prawda? W milczeniu skinęła głową. To prawda: miała nadzwyczajne szczęście i niezwykły talent. Niemal tak, jakby mogła patrzeć oczyma zaginionego dziecka - i w ten sposób odkryć, gdzie się zguba znajduje. Było to dla Milli podwójnie frustrujące: tak dobrze szło jej odnajdywanie cudzych dzieci, ale nie mogła trafić na ślad własnego. - To kolejna nić, za którą można podążyć - powiedział Diaz. - Może zadawałem niewłaściwe pytania. Może powinienem był spytać, kto kazał tym wszystkim ludziom udzielać ci kłamliwych odpowiedzi. Przez wszystkie te lata kręciła się w kółko, a ktoś pilnował - wciąż machając jej przed nosem marchewką - by nie zboczyła ze swoich własnych śladów Jedyny prawdziwy ślad, który jej się trafił, to ten wiodący do Guadalupe, tej nocy, której spotkała Diaza. an43 267 http://www.psychoterapeutawarszawa.info.pl/media/ Myślał już o pęcherzyku żółciowym, którym miał się zająć w następnej kolejności. Tymczasem usłyszał dziwny hałas dobiegający z korytarza: krzyki, przekleństwa, jęki, odgłosy jakiejś przepychanki. an43 17 Wysuszył ręce i rzucił się w stronę drzwi, słysząc głos wołającej go Juany Mendozy, drugiej pielęgniarki. Wybiegł z sali i o mało nie wpadł na Juanę, Susannę Kosper oraz nieznaną mu kobietę i dwóch mężczyzn, którzy kogoś nieśli. Była to kobieta, najwyraźniej ranna. David nie widział jej twarzy, ale zauważył od razu, że jej sukienka jest całkiem zakrwawiona. - Co się stało?! - krzyknął, odkopując na bok jakieś pudło i

mała winda zatrzymała się na parterze z cichym sykiem. Diaz nacisnął guzik z cyfrą „3". Gdy drzwi windy zasunęły się i ruszyli w górę, powiedział: - Masz pokój 323. Ja mam 325 - sięgnął do kieszeni i wydobył elektroniczną kartę otwierającą hotelowe drzwi. - To twoja. Od windy w lewo. Sprawdź Diazie, wciąż jest w pamięci komórki. Numery czasem po prostu znikały, a ona nie miała pojęcia dlaczego. Najprawdopodobniej an43 90 bezwiednie wybierała jakąś kombinację klawiszy oznaczającą czyszczenie pamięci. A może chodziło o coś innego; w każdym razie numery znikały No i proszę: kiedy weszła z menu do „połączeń przychodzących", nie było tam nic. Zero. Ani jednego złamanego numeru. Syknęła z irytacją, po czym pobiegła na górę po świstek papieru, na którym w nocy zanotowała numer. Dzięki Bogu, że to zrobiła! Teraz mogła wstąpić do biura, przy okazji odwalić trochę papierkowej