– Ralph rozwiódł się z żoną. – Tess zaczęła od jednego ze stałych

niedzielę będzie miała wolną, ale pierwszą z nich spędziła porządkując szafy chłopców, drugą zaś naszywając łaty na ich dżinsy i budując z Patrykiem domki z klocków lego. Kiedy wszyscy leżeli już w łóżkach, Jack słyszał, jak pisze tę swoją śmieszną rubrykę. Miała czas na wszystko... oprócz niego. I w tym sęk. Nie wstydził się przyznać, że Malinda go pociąga, ale... miał dość rozumu, by wiedzieć, że to nie w porządku. Tak bardzo się różnili. Ona była diamentem, on bryłką węgla. Ona schludna aż do obsesji, on - no, cóż - bałaganiarz. On nosił sportowe bluzy i dżinsy, ona jedwab i koronki. On lubił zimne piwo i poniedziałkowe mecze, ona wolała wino i muzykę klasyczną. To wszystko powinno go zniechęcić. Niestety. Tym bardziej czuł się zaintrygowany. Podejrzewał także, że i on ją pociąga. Cholera, przecież mężczyzna wyczuwa pewne rzeczy. Kiedy jednak zbliżał się do niej, naprężała się jak struna. http://www.psychoterapeuci-katolicy.pl/media/ Zauważył, że miała ładny uśmiech, serdeczny i ośmielający. Dzieci też chyba ją lubią, stwierdził, patrząc, jak ładna blondyneczka objęła pannę Compton w talii i przytuliła się. Ale j e g o dzieci? Nie ma mowy! - Może poczeka pan w gabinecie Malindy - zaproponowała uprzejmie Cecile. - Powiem jej, że pan jest. I nim Jack zdążył odmówić, już siedział na miękkim krześle w gabinecie na zapleczu. 8 JEDNA DLA PIĘCIU Wręczywszy mu kubek parującej kawy Cecile uśmiechnęła się i już w drzwiach powiedziała: - Proszę się rozgościć. Malinda będzie za moment. Drzwi zamknęły się, odgradzając go od głosów

Skinął głową, a potem spojrzał na niebo. – Rzeczywiście mamy nietypową pogodę. Nie pamiętam tak suchego października. – Przeniósł wzrok na leżącą w cieniu Emmę. – Robi się coraz większa. I ładniejsza. – Dzięki. – Kate zerknęła na dziecko. Dziewczynka, jakby w odpowiedzi, zamachała rączkami i nóżkami. – Jest dla nas prawdziwą radością. Sprawdź Nie zdziwiła go reakcja Kate, kiedy zapytał ją, czy wyszła za niego dla pieniędzy. Oczywiście zaprzeczyła. Poczuła się dogłębnie urażona. Richard chciałby jej wierzyć, ale głos wewnętrzny podpowiadał mu, że być może właśnie o to jej chodziło. – Na studiach Luke nie miał ani centa, a teraz jest sławny i bogaty. Nawet zapraszają go do Hollywoodu. Udało mu się ze mną wygrać nawet bez rodzinnych koneksji i stosunków, pomyślał rozdrażniony. Zawsze mu to mówił, ten cholerny samochwała. Richard nienawidził sukinsyna, nienawidził bardziej niż kogokolwiek. – Miał szczęście. – Odstawił kawę na stolik i zaczął przechadzać się po pokoju. – Cholerne szczęście – powtórzył. – Inaczej nigdy nie stałby się sławny. A Kate mówi o nim jak o jakimś pieprzonym świętym.