pielęgniarki z recepcji także odprowadzały ją wzrokiem.

sobie do lewej ręki, a prawą wskazał kierunek. Ruszyli w stronę parkingu. - Jak długo tu jesteś? - Od zeszłego wieczoru. Nie widziała go przez trzy tygodnie. Aż do teraz nie uświadamiała sobie, jak bardzo brakowało jej Diaza. Sama jego fizyczna obecność budziła w niej ukryte pragnienia. Było z tym trochę tak jak z bólem porodowym: bezpiecznie i z dala od niego, Milla pamiętała tę elektryzującą aurę niebezpieczeństwa, ale nie była w stanie jej poczuć. Blisko Diaza jej puls szalał, zmysły pracowały na najwyższych obrotach. Odruch bezwarunkowy: całkiem jak automatyczna reakcja organizmu na potencjalne zagrożenie. A może dokładnie o to chodziło? Rozpoznała także oszałamiające uczucie euforii: motyle w brzuchu, nie czuła tego od czasów związku z Davidem. Milla szczerze kochała Davida i z całą pewnością nie kochała Diaza, ale tu chodziło również o to, że pożądała Davida fizycznie. I żaden mężczyzna po nim nie zdołał wywołać u Milli tej reakcji, niezależnie od tego, jak an43 http://www.psychologpoznan.edu.pl/media/ siedzieć cicho i nie mówić biznesmenowi o niespodziewanej wizycie w biurze. True chciałby jej bronić; było to poniekąd bardzo miłe, choć pamiętała o konieczności utrzymywania dystansu. Mógł na przykład powiadomić policję, a to była ostatnia rzecz, na które zależało Milli. an43 110 Zastanowiła się, czy nie wypytać True o Arturo Pavona, ale na to też się nie zdecydowała. Gallagher na pewno spyta, skąd wytrzasnęła to nazwisko, a Milla nie chciała kłamać mu w żywe oczy. P za tym Diazowi zdecydowanie by się to nie spodobało. Była tego pewna, choć nie wiedziała dlaczego. Diaz lubił pracować sam, wolał, żeby ludzie wiedzieli o nim jak najmniej. A gdyby i on, i True jednocześnie

49 Spojrzała na jego męskość i szarpnęła się z obrzydzenia. - Nie, Rex, proszę, poczekaj... - Już i tak za długo czekałem. - Pijacka gadka. Mrucząc z przyjemności, wbił się w nią. Była spięta i sucha. Była dziewicą, a on nie mógł się powstrzymać. Czekał tak długo, płonął, a krew tętniła mu w skroniach. - Rex, o Boże, nie... - Była przerażona. Próbowała go od siebie odepchnąć, ale przycisnął ją ciężarem swojego ciała. Pocałował ją w usta, a potem wcisnął swój język między jej zęby i prawie wepchnął go jej do gardła. Nacisnął mocniej, poczuł, że się poddaje. Gdzieś w otumanionej alkoholem świadomości usłyszał, że Lucretia krzyczy. Przeżyje. Dziewice zawsze są suche i spięte na początku. - Nieee... - krzyknęła. Ale Rex już się nie kontrolował. Zaczął się poruszać, wbijać w nią, przyciskając do siebie jej wijące się ciało. Miał już przedtem dziewice i wiedział, że niedługo się rozluźni, że ogarnie ją podniecenie i będzie dyszeć, błagając o więcej, wyginając się w jego rytmie i wbijając pomalowane na różowo paznokcie w jego pośladki. Że rzuci się na niego, będzie go całować, smakować, a może nawet weźmie go do ust i doprowadzi do szczytu. Och, to było niebo. Setki dzikich koni galopowały w jego umyśle i chociaż próbował powstrzymać swój wspaniały finisz, wbijał się w jej suchość, przyciskając się do niej. Spocony, sapiąc opadł na nią, prawie nieprzytomny z ekstazy, zgniatając jej piersi swoim ciężarem. Miał ochotę robić to cały czas, bez przerwy, jak ogier, który chce zapłodnić klacz. Będzie ją brał od przodu, od tyłu, pod prysznicem, na podłodze, w każdy sposób i w każdym miejscu, jakie był sobie w stanie wyobrazić. Ona wymaże z jego umysłu wszystkie inne kobiety. Będzie zmysłowa, gorąca. Będzie chciała się z nim kochać o każdej porze dnia. Gdy w końcu zaczął oddychać miarowo i serce przestało mu łomotać z miłości do niej, poczuł, że smoking przykleił mu się do spoconego ciała. Podniósł głowę, żeby ją pocałować, ale odwróciła się. Miała łzy w oczach. - Ty bydlaku! - syknęła. - Ty obrzydliwy, wstrętny bydlaku! - Zepchnęła go z siebie i wstała z łóżka. Jej bujne, piękne piersi wznosiły się i opadały w furii. Próbowała osłonić je gorsetem sukni, zawstydzona swoją nagością. Krew poplamiła ślubną suknię. Jej młoda twarz pałała nienawiścią i wściekłością. - Nigdy więcej mnie nie dotykaj. - Zadarła wysoko podbródek. W jej oczach lśniło oskarżenie. Powstrzymywała łzy. - Nie waż się zachowywać wobec mnie jak odrażające zwierzę. Nie wierzył własnym uszom. Wyciągnął do niej ręce. - Lucretio, nie. Kocham cię. Cofnęła się w stronę ognia buzującego w kominku. Trzęsła się z obrzydzenia. - Daj mi spokój, Rex. Nie będę twoją dziwką. Był zmieszany i bardziej niż trochę pijany. - Nie, oczywiście, że nie. Jestem twoim mężem. A ty moją żoną... - Więc traktuj mnie z szacunkiem. To, co się przed chwilą stało było... - jej piękne usta wykrzywiły się z niesmakiem. - ...było ordynarne i tandetne. Chore! Jak dwa kopulujące zwierzęta. Matka mi mówiła, że tak będzie, mówiła, że będę musiała leżeć pod tobą, a ty będziesz sapał i dyszał i że to mój obowiązek, ale myślałam, że ty... że mnie szanujesz i że nie będziesz mnie traktował jak jakąś sprośną zdzirę. - Nie, Lucretio, nie. Boże, przepraszam... - Co się stało? Dlaczego ona się tak zachowuje? Czyżby kochanie się ze mną nie sprawiło jej radości? - Wykorzystałeś mnie! Wykorzystałeś moje ciało jak jakiś przedmiot. - Wstrząsnął nią potężny szloch. Wpatrywała się w niego ze złością, która raniła mu duszę. - Wiedziałaś, że to się stanie - odpowiedział zmieszany. O co jej chodzi? Może jest oziębła? Gdyby tylko dała mi szansę, byłbym bardziej delikatny i postarałbym się, żeby ona przeżyła orgazm. - Myślałam, że będziemy się kochać jak dwoje ludzi, którym na sobie zależy. Że nie będzie to... po prostu... pieprzenie - wypowiedziała to słowo z taką miną, jakby smakowało tak samo paskudnie jak brzmiało. Jej oczy były wielkie, a głos drżał z wściekłości. - To jest różnica. - Och, kochanie... - Wstał z łóżka w zmiętym smokingu, z rozpiętym kołnierzykiem. Umysł miał zamroczony od szampana. Zapiął rozporek, potykając się. - Przepraszam, powinienem był być bardziej delikatny. Wróć do łóżka, obiecuję, że będzie ci dobrze. - Nie dotykaj mnie nigdy więcej, Reksie Buchananie. - Była już na dobre rozhisteryzowana. Wyciągnęła zza siebie pogrzebacz, gotowa go użyć. - Spróbuj mnie jeszcze raz zgwałcić, a przysięgam na Boga, że cię zabiję. - O, Jezu, Lucretio, ja nie... Pomachała mu pogrzebaczem przed nosem. - I nie wzywaj imienia Boga nadaremnie, nawet go nie wymawiaj w tym strasznym miejscu! Będę twoją żoną, Rex, bo właśnie ślubowałam, że będę. Złożyłam przysięgę i będę ją szanować. Ale nie pamiętam, żebym ci przysięgała, że będę tanią dziwką, spełniającą twoje perwersyjne zachcianki. - Perwersyjne? Nie, Lucretio, ty nie rozumiesz... - Oj, rozumiem doskonale. Ożeniłeś się ze mną po to, żebyś mógł mnie rzucić na łóżko, rozchylić mi nogi i sapać nade mną jak... któryś z twoich drogich ogierów na klaczy, którą dla niego sprowadziłeś. To się więcej nie 50 powtórzy! To było wariactwo. Musiał powiedzieć jej coś mądrego i wytłumaczyć, że popełnił błąd. Że już nie będzie takim grubiańskim prostakiem, że ją zadowoli. Ale gdy się do niej zbliżał, ona kuliła się i odsuwała, aż w końcu uderzyła ramionami o kominek. Tren jej ślubnej sukni dotknął rozżarzonych węgli. Materiał zapalił się z przyprawiającym o mdłości sykiem. Ogień biegł w górę sukni jak szybki złodziej. Błyskawicznie pochłaniał materiał. W jednej chwili jej ciało objęły płomienie. W płonącej białej sukni wyglądała jak zjawa z nieba, chociaż wrzeszczała, jakby była w piekle. Rex rzucił się na nią, pchnął ją na podłogę i tarzał się z nią, tłumiąc płomienie. Szybko ugasił ogień. Lucretia przerażona przylgnęła do niego, szlochając. Szybko zaniósł ją do łazienki, zdjął z niej to, co pozostało z sukni i wsadził do balii z zimną wodą. Miała niewielkie poparzenia na nogach i rękach. Gdy stała drżąca, naga w balii o kształcie serca i patrzyła na niego ciemnymi, pełnymi nienawiści oczami, zrozumiał, że dotyk nieba był krótki i już się skończył. Na zawsze. Przerażonym wzrokiem popatrzyła na spaloną, poplamioną krwią suknię. - Zadzwonię po lekarza. - Nie. - Zakryła dłońmi piersi i krok. Boże, jaka była piękna. Doskonała. Chciał jej znowu. Mimo tragedii, jaką przed chwilą przeżyli. - Ale jesteś ranna... - Nie chodziło tylko o poparzenia, ale i o urazy psychiczne. - Nikt się nigdy o tym nie dowie, Rex. Obiecaj mi, że dopóki żyję będziemy udawać, że jesteśmy najszczęśliwszą parą, jaka kiedykolwiek chodziła po ziemi. Rozległo się pukanie do drzwi ich apartamentu. - Halo. Czy wszystko w porządku? - krzyknął niski męski głos. Rex przełknął ślinę z trudem. - Nie wiem... - Obiecaj mi! - Ścisnęła go za ramię. Jej piersi przez chwilę były nagie, a różowe brodawki wydawały się żeglować po wodzie. Nie mógłby jej odmówić niczego. Czuł na barkach niewiarygodny ciężar winy. To przez niego była poparzona. Dlatego, że myślał tylko o sobie. Przez jego zachłanność już nigdy nie będzie się z nim kochać. - Lucretio, proszę cię... Myślę... - Obiecaj mi, bydlaku, że dopóki żyję nikt się nie dowie o tym, co mi zrobiłeś! - Hej, wszystko w porządku? - Ponownie zapytał stłumiony głos za drzwiami. - Może powinniśmy wyłamać drzwi albo wezwać szefa... Rex z trudem przełknął ślinę. - Nic się nie dzieje! - odkrzyknął przez zęby. - Proszę nas zostawić! - Na pewno? - Głos nie był przekonany. - Słyszałem krzyki. Naprawdę, nic się nie dzieje - krzyknęła Lucretia, zadziwiająco spokojnym głosem. - mamy miesiąc miodowy. - Jezu! - Głos był pełen grozy i zdziwienia. - Proszę się nie martwić - dodał Rex. - Przepraszam, że przeszkodziłem. Jezus! W pokoju zrobiło się cicho. - Obiecaj mi - nalegała Lucretia. Jej oczy były twarde jak diamenty. Rex Buchanan ostatni raz płakał, gdy był dzieckiem. Teraz łzy zamazały mu obraz Lucretii, zasłaniającej się i odsuwającej od niego w różowej wannie. - Dobrze, Lucretio. Obiecuję. - Jego słowa brzmiały pusto. W noc poślubną został poczęty ich syn Derrick. Rex trzymał się z daleka od swojej młodej żony przez całą ciążę. Później domagał się swoich praw małżeńskich, więc się poddała, ale leżała pod nim nieruchomo jak głaz. Nie dotykała go, nie całowała, wykonywała swój obowiązek tak, jak ją matka uprzedzała. Czuł się jak kretyn, gdy próbował ją rozpalić. Jej zimna obojętność zmieniała się w odrazę, kiedy całował jej piersi, wodził językiem wokół pępka albo kiedy po pijanemu chciał, żeby dotknęła jego członka, a nawet wzięła go do ust. - No, dalej. - Zanurzył palce w jej włosach, próbując skłonić ją do tego, by go zadowoliła. - To nie takie straszne. - To najobrzydliwsza rzecz, jaką słyszałam. - Jestem twoim mężem. - A ja nie jestem twoją dziwką. Znajdź sobie kogoś innego. - Nie mówisz poważnie. - Nie? - Spojrzała na niego uwodzicielskimi błękitnymi oczami. Zsunęła się z łóżka i wydawało się, że go posłucha, ale splunęła na niego pogardliwie. - Jestem w ciąży, ty zboczony bydlaku. Zamarł ze zdumienia i poczuł radość. Kolejne dziecko może odmienić ich życie. Zapomniał o swojej złości. Oczy mu się zaszkliły od łez. - To dobrze, Lucretio. To dobrze. - Chcę usunąć ciążę. - Co? Nie myślisz chyba... 51 Sprawdź zaciśnięte zęby Nie musiała pytać, o co mu chodzi. Ten czas, gdy Pavon celował jej w głowę z pistoletu, wydawał się potworną, przerażającą wiecznością. - Siedziałam w... - zaczęła, ale on przerwał jej zachłannym pocałunkiem. Uniósł ją nieco w górę, tak że Milla musiała wspiąć się na palce. Czuła jego erekcję na swoim wzgórku łonowym. Poddała się natychmiast tej dzikiej, samczej agresji, oplatając go ramionami i zatracając się w pożądaniu. Jedną ręką nerwowo rozpięła swoje dżinsy, chwyciła dłoń Diaza i wepchnęła sobie w majtki, kierując an43 357