– Mnicha pan spoił? Wciąż pan bluźni Bogu? Prawdę mówiąc, niewielkie to

zwykły pielgrzym. Po prostu, bez żadnych zwierzchniczych zamiarów. Mówił władyka rzeczywiście po prostu, ale Witalis zasępił się jeszcze bardziej – nie uwierzył w Mitrofaniuszową szczerość. Uznał pewnie, że biskup chce obejrzeć monasterskie włości bez podpowiadaczy i doglądaczy. I uznał trafnie. Dopiero teraz przewielebny spojrzał na panią Polinę. – O, niech pani... Lisicyna ze mną pojedzie, dawna moja znajoma. Proszę, Polino Andriejewno, nie odmawiać staruszkowi swego towarzystwa. – I jak spojrzał wprost spod gęstych brwi, to pani Polina od razu się poderwała. – Pogadamy o dawnych dniach, o tym, jak się pani żyje, porównamy nasze wrażenia ze świętego monasteru. Nieprzyjemnym tonem było to powiedziane – w każdym razie tak wydało się przebranej zakonnicy. – Dobrze, ojcze – wymamrotała ze spuszczonymi oczami. Przeor wpatrzył się w nią ciężkim, podejrzliwym wzrokiem. Zainteresował się z niemiłym uśmiechem: – No, jak tam, łaskawa pani, krokodyl już nie dręczy? Pani Lisicyna nie odpowiedziała, tylko głowę opuściła jeszcze niżej. Wyjechali z bramy tą samą karetą, która przywiozła Polinę Andriejewnę z pensjonatu. Na razie żadne słowa nie padły. Przestępczyni denerwowała się, nie wiedziała, od czego zacząć: kajać się czy usprawiedliwiać, czy o głównej sprawie mówić. Mitrofaniusz zaś milczał z rozmysłem – żeby się przejęła. http://www.przydomowaoczyszczalnia.net.pl/media/ przedstawię wam całe nieskomplikowane rozwiązanie. Nocą ruszył pan śledzić Czarnego Mnicha i udało się panu nad wszelkie spodziewanie. Szedł pan za mistyfikatorem aż do lecznicy, żeby się dowiedzieć, kto to jest. Zobaczył pan pracownię, zainteresował się. Wsadził nos w notatki... Ja niczego z tych wszystkich wzorów nie zrozumiałam, ale pan się zorientował. Nie darmo na uniwersytecie widziano w panu nowego Faradaya. O pieczarze i kuli było tam napisane coś takiego, przez co zmieniły się wszystkie pańskie plany i zaczął pan odgrywać własny spektakl. – Pani Polina z obawą popatrzyła na tajemniczą kulę. – Co szczególnego jest w tej kuli, że przez nią pan na takie straszne rzeczy się zdecydował, tylu ludzi zgubił? – Wszystko – powiedział pustelnik, który tymczasem ściągnął niepotrzebny już kaptur i potrząsnął kędzierzawą głową. – W tej kuli jest wszystko, czego sobie zażyczę. Najzupełniejsza wolność, sława, bogactwo, szczęście! Po pierwsze, w tym okrąglaczku mieści się najostrożniej licząc sześćset tysięcy zołotników12 najcenniejszego na świecie

– No, no, popłakałeś i wystarczy. Ja przecież dobre wieści ci przywiozłem, bardzo dobre. Matwiej Bencjonowicz pokornie zamrugał powiekami i oczy natychmiast mu obeschły. – To dobrze, kiedy wieści są dobre – zauważył. Mitrofaniusz nie doczekał się pytania. Oznajmił więc uroczyście: – Awansowano ciebie do wyższej rangi. Gratuluję. Przecież dawno na to czekałeś. Teraz jesteś radcą stanu. Sprawdź dzisiejszej rozmowy. – Nie wiadomo, czy Danny nie zabił Sally i Alice – dorzuciła bez ogródek Rainie. – Ale ten mężczyzna, człowiek w czerni... – Technicy orzekli, że pociski, od których zginęły dziewczynki, pochodzą z rewolweru kaliber 38. Wiemy, że Danny przyniósł go do szkoły. Mamy też odciski chłopca na innych łuskach z trzydziestki ósemki, znalezionych na miejscu przestępstwa. – To tylko znaczy, że naładował broń – odparła Sandy. – Shep mi wszystko wyjaśnił. Odciski niczego nie dowodzą. – Odciski Danny’ego są na ponad pięćdziesięciu łuskach. A to znaczy, że ładował broń w trakcie strzelaniny. – Shep powiedział, że użyto ładowników. Więc Danny przygotował broń i amunicję. A ta druga osoba strzelała. Rainie odsunęła się w końcu od okna. Pokręciła niecierpliwie głową.