w Coopersville - ale nic, co powiem albo zrobię, tego nie dowiedzie. - Dotknęła ramienia Shelby. - Tylko uważaj

Shelby zamarła. Jej serce prawie się zatrzymało. Co ma wspólnego Ross McCallum z Nevada Smithem? - Wygląda na to, że Smith wyszedł na prostą. - Piskliwy głos rozbrzmiewał donośnie na podwórzu. - Znalazł sobie porządną pracę, odłożył trochę pieniędzy z tego, co zarobił na żołdzie u Wuja Sama, a teraz jeszcze największa nagroda: zabawia się ze słodziutką córeczką sędziego. Jasny gwint, widzieliście kiedyś taką świetną dupę? - Zamknij się, Frank - warknął McCallum. Shelby czuła, jak pali ją skóra na karku. Krew zawrzała w niej z gniewu. Za kogo oni się mieli - te prymitywne pastuchy - że mówią o niej w ten sposób? - Widocznie Ruby Dee nie daje ci tego, czego potrzebujesz. - To był znowu Jeb. - Zostaw w spokoju tę dziwkę. Przez okno dolatywał szyderczy śmiech. - Ja tam wcale się nie dziwię, że chciałbyś przelecieć córkę sędziego. - Frank, ten z piskliwym głosem, zachichotał złośliwie. - Kuma, dałbym sobie odciąć prawą rękę, żeby posmakować tej słodkiej cipki. - Ja też - zawtórował mu Jeb. Shelby miała ochotę zwiewać gdzie pieprz rośnie. - Ale ona zachowuje cnotę dla Smitha. - Ironiczne prychnięcie Franka, chuderlawego, pryszczatego kowboja, którego parę razy spotkała. - No, i sędzia jest wkurwiony jak cholera. - Dość! - uciął McCallum szorstko. - Grajmy. - Dobrze już, dobrze. - Frank wciąż chichotał. - Ale nie próbuj zaprzeczać, McCallum, masz straszną ochotę na księżniczkę Cole i jakoś nie chce ci ona przejść. Bum. Coś mocno walnęło w stół. Zapewne pięść. http://www.przydomowa-oczyszczalnia.info.pl Cholera. Rozejrzała sie wokół i wytarła spocone dłonie o szlafrok. Co mo¿e zrobic? Czy mo¿e zaryzykowac, ¿e Alex nie pamieta o zasuwie? Nie. Wróciła do garderoby, szukajac tam jakiejs wneki czy niszy, w której mogłaby sie skryc i zaczekac, a¿ on pójdzie spac. Wtedy wyjdzie z jego pokoju przez gabinet. Przez szpare w drzwiach słyszała głos Aleksa. - Tak... wiem... Nie, nie dzwoniłem... Powiedziałem, ¿e nie dzwoniłem... Cholera! Jestes pewna? Tak, wiem o tym... 396 Dobrze, kiedy? Pół godziny temu? Nie było mnie jeszcze w domu... Jezu Chryste, ktos sie domyslił! Marla zmartwiała. Domysliła sie, ¿e Alex musi rozmawiac

choc nikt nie wierzy, by z tego wyszedł. Nick starł krople deszczu z twarzy i spojrzał w strone morza. - Ale Marla prze¿yła. - Jesli mo¿na to tak okreslic. 19 Sprawdź me¿czyzne le¿acego w kacie. - Co, u diabła... - Dzwon na policje! - krzykneła Kylie. Monty jeczał, a Alex przy ka¿dym płytkim, urywanym oddechu wypluwał z płuc krew. Tom stał, osłupiały. - O Bo¿e, nie! Kochanie, nie umieraj... - łkała Marla. - Nie teraz. Nie teraz, kiedy w koncu wszystko jest nasze. Monty poruszył sie, usiłujac wstac. - Jeden krok, ty sukinsynu, a przysiegam, ¿e cie rozwale! - rzuciła Kylie ostrzegawczo i zwróciła sie do Toma. - Dzwon na policje, do cholery! Szybko! - Policja... zaraz tu bedzie - odparł blady jak sciana Tom. - Słyszałem wszystko przez intercom... akurat szedłem do