szybki. Uchylił powieki i wtedy zobaczył znajomą, szybko oddalającą się sylwetkę.

Pieściła go lekkimi pocałunkami, drażniła końcem języka. Cieszyła się, czując jego rosnące podniecenie. Skoro tak bardzo za nią tęsknił przez cały dzień, przynajmniej spędzą razem tych kilka nocnych godzin. Rozpięła mu koszulę, a on zsunął z jej ramion sukienkę. Miała pod nią przepiękną bieliznę z bursztynowego jedwabiu i koronki. Z rozkoszą dotykał miękkiego materiału, przez który płynęło do niego ciepło jej ciała. Wyjął spinki z jej włosów, a kiedy opadły, okrywając jego twarz, wdychał ich ulotny zapach. Była taka piękna, wreszcie realna, cała jego. Przesunął dłonią po jej biodrze, musnął uda. Wtedy poczuł pod palcami coś twardego. Po chwili wiedział już, co to jest. Pod opaską z czarnej gumy i skóry tkwił sprężynowy nóż. Błyskawicznie zorientowała się, co się stało. Namiętność ostygła tak szybko, że po jej rozgrzanej skórze przebiegł chłodny dreszcz. Przez moment leżała na nim bez ruchu. Kiedy zaczęła wstawać, nie próbował jej zatrzymać. - Bennett, przepraszam cię - szepnęła, odgarniając włosy. Zapomniała o tym, że obiecała sobie nie przepraszać za to, kim jest. Ale nie uciekała przed nim wzrokiem. Gdy usiadł, spojrzała mu prosto w oczy. Milczała, bo w całej tej sytuacji jej słowa były zbędne. Czekała, aż on odezwie się pierwszy albo zostawi ją i wyjdzie, jak wtedy, gdy kochali się pierwszy raz. On zaś z trudem opanował budzący się gniew. Zacisnął zęby i patrzył na nią w milczeniu - na burzę włosów, jasną skórę bez najmniejszej skazy i smukłe ciało otulone jedwabiem. Myślał o tym, że robiła wszystko, by ukryć swą urodę, ale takiego piękna nie dało się zatuszować. Potem przeniósł spojrzenie na nóż przywiązany do uda. Takie niebezpieczne zabawki kojarzyły mu się z obskurnymi barami i ciemnymi zaułkami zakazanych dzielnic. Nie pasowały do delikatnej kobiety. Nie pytając o zgodę, sięgnął po metalową rękojeść. Bella była szybsza. Mocno złapała go za nadgarstek. - Edward... - Cicho bądź. - Jego ton był tak samo beznamiętny jak spojrzenie. Cofnęła rękę i pozwoliła odebrać sobie nóż. Metalowa rękojeść, rozgrzana przez kontakt ze skórą, była tak mała, że można ją było ukryć w dłoni. Kiedy lekko nacisnął przycisk, błyskawicznie wysunęło się długie, cienkie ostrze. Nosiła ten śmiercionośny drobiazg w bardzo intymnym miejscu. Chciał ją zapytać, czy często robiła z niego użytek. Jednak podświadomie czuł, że będzie dla niego lepiej, jeśli zapomni o tym pytaniu. Nóż był bardzo lekki, lecz kiedy trzymał go na otwartej dłoni, ciążył mu jak ołów. - Dlaczego nosisz to nawet w pałacu? - Czekam na wiadomość od Blaque'a. - Objęła rękami nagie ramiona i potarła, próbując się ogrzać. - Muszę być gotowa. - Co to za wiadomość? - Lepiej, żebyś zapytał... - Pytam ciebie. - Jego głos był jak smagnięcie szpicrutą, której używał rzadko, ale skutecznie. - Co to za wiadomość? Podciągnęła kolana pod brodę, wahając się, co może mu powiedzieć. Ostatecznie uznała, że i tak wie prawie wszystko. - A więc poświęcimy część wschodniego skrzydła. Sprytne - rzekł w zamyśleniu, wpatrując się w ostrze, które obracał w uniesionej dłoni. Wiedział, że gdyby tylko mógł, bez chwili wahania zatopiłby je w sercu Blaque'a. - Najważniejsze, żeby wypadło autentycznie - westchnęła. - Blaque nie podzieli się pieniędzmi, póki nie będzie przekonany, że Cordina nie ma już następcy tronu. - Chce zabić dzieci - rzekł półgłosem. - Nawet to jeszcze nie narodzone. Po co? Dla zemsty, władzy, pieniędzy? - Owszem. Ale tym razem zgubi go własna zachłanność. Obiecuję ci to. http://www.pracowniaemg.com.pl/media/ - Nie mogłem wam tego zdradzić. - Niby dlaczego? - Bo grozi jej niebezpieczeństwo! - wybuchnął w końcu Alec, mając wszystkiego powyżej uszu. - Bo ktoś chce ją zabić! O tym też ci powiedziała? - Nie - mruknął Rush, zaskoczony. - Ukryłem ją tutaj, żeby zapewnić jej ochronę, ale sytuacja jest poważna. To dlatego spała wtedy pod drzwiami Draxingera. Wcale nie jest ladacznicą. - Kto mógł skrzywdzić takie urocze stworzenie? - obruszył się Rush. - Nie powiedziałem wam tego i wciąż nie wiem, czy powinienem to zrobić. Nie mogę ryzykować, chodzi o jej życie. - Dlatego byłeś ostatnio taki dziwny? Alec wzruszył ramionami. Dziwny? Wcale mu się tak nie wydawało. - A niech mnie gęś kopnie - zdumiał się Rush. - Jeśli tak się rzeczy mają, jest to

czujny? - Drogi chłopcze, jestem czujny wobec wszystkich, a zwłaszcza wobec kogoś, kogo moja żona wynosi pod niebiosa. - A więc ten incydent nie zniechęcił do niego lady Lieven? - Przeciwnie, moja żona zgadza się z Kurkowem i podziwia jego odwagę. - Musi pan być dumny, mając żonę o tak zdecydowanych przekonaniach. Lieven Sprawdź bólu. Alec zaklął i podszedł bliżej. - Co chcesz zrobić?! - krzyknęła. - Nie wezmą cię przemocą! - Za późno, odejdź! Wzruszył ramionami. - My, bracia Knight, nie porzucamy przyjaciół w potrzebie - odparł z miażdżącą pogardą. - Jeśli sądzisz, że mogę cię zostawić po tym, co między nami zaszło w nocy, to zbyt nisko mnie cenisz. - To moja sprawa! - Zdaje mi się, że ta sprawa jest przegrana, cherie. Przyszedłem wyrównać rachunki. Po tych słowach utkwił wzrok w potężniejszym z dwóch Kozaków. - Puść ją, a daruję ci życie. Obydwaj ryknęli śmiechem. Twarz Aleca stężała. Skierował szpadę ku piersi pierwszego z nich. - Powiedziałem, żebyś ją puścił. Czego od niej chcecie?