do Los Angeles, do męża, czy on tego chce, czy nie. W końcu o to chodzi w małżeństwie,

zaciemnione szyby, ale dostrzegła kierowcę. O Boże. Serce stanęło jej w piersi. Kierowca patrzył prosto na nią. Zdusiła krzyk. To był ten sam człowiek, którego widziała w oknie sypialni. Przerażona do granic obłędu wcisnęła gaz do dechy. Kio to jest, do cholery? I dlaczego ją śledzi? Zobaczyła zakręt i wzięła go ostro, licząc, że zgubi prześladowcę, ale źle oceniła odległość i wypadła z łuku. Koła zabuksowały na żwirze. Szarpnęła z całej siły, chcąc wrócić na jezdnię, ale wóz wpadł w poślizg, obracał się. Dziko. Szaleńczo. Zupełnie straciła nad nim panowanie. A potem zadrżał. Zakołysał się. I runął w dół. Przez ciągnącą się w nieskończoność chwilę Jennifer wiedziała, że umrze. Co więcej, wiedziała, że zaraz stanie się ofiarą morderstwa, które prawdopodobnie zlecił jej przeklęty były maż Rick Bentz. Rozdział 1 http://www.pracowniaemg.com.pl bardzo rzeczywista. Oddychał głęboko nocnym powietrzem, starał się myśleć logicznie. Odzyskać zimną krew. Dobry Boże, zawsze był taki racjonalny, a teraz... Teraz... Cholera, co teraz? Przeczesał włosy palcami i powiedział sobie, że musi wziąć się w garść. Jednocześnie jednak podniósł wzrok na drugie piętro starego zajazdu. Jeden z balkonów różnił się od pozostałych – nie zabito go deskami. Dlaczego? Wewnątrz coś się poruszyło. Zmrużył oczy. Czy to gra świateł? Czy w ciemności naprawdę kryje się postać? Spogląda zza strzępów firanek? – O, cholera – mruknął. Ruszył biegiem, znowu zmuszał się od zabójczego wysiłku. Chora noga paliła żywym

zewnątrz. Idąc do pokoju, usłyszał trzask zapalniczki. Wszedł do środka i wystukał na komórce numer, który mu podała. Odczekał dziesięć sygnałów, rozłączył się, spróbował ponownie. Dwanaście sygnałów, nie włącza się sekretarka, nie ma przekierowania do poczty głosowej. Rozłączył się i spróbował po raz ostatni. Liczył sygnały. Po ósmym odezwał się męski głos: Sprawdź – Z Nowego Orleanu. – O Jezu, posłuchaj, nie chcę mieć tu żadnych kłopotów. – I nie będziesz. – Nie był pewien, czy machanie odznaką jest dobrym pomysłem, ale przynajmniej teraz Rebecca słuchała go uważnie. – Proszę posłuchać. – Nerwowo oblizała usta, jakby chciała coś ukryć. – To... to nie jest duża firma. My... to nie Hilton, rozumiesz. – Ale macie centralkę, przez którą przechodzą rozmowy, prawda? – No, tak... – Myślała intensywnie. – Zakładam, że ma jakiś rodzaj identyfikacji dzwoniącego. – Skinęła głową twierdząco. – W takim razie muszę wiedzieć, skąd do mnie dzisiaj dzwoniono. Przycisnęła dwa palce do skroni. – To nie może poczekać do rana? – Gdyby mogło, nie byłoby mnie tutaj.