ramiona, ale w pewnym dawniej kroku pojawiło się wahanie.

Wiedziałaś, że cię przyłapie, ale ryzykowałaś, posuwałaś się coraz dalej, odpychałaś wszystko, na czym ci zależy, także Kristi i szansę bycia z Rickiem, bo jesteś walnięta. Nie możesz się pohamować. Poczuła, że po policzku spływa jej łza, i otarła ją gniewnym ruchem. Nie ma czasu na płacz i użalanie się nad sobą. Tłumaczyła sobie przecież, że nie ma szans na pogodzenie się z Rickiem. A jednak wróciła do tego domu, do ich wspólnego domu, wiedząc doskonale, że popełnia błąd, wielki błąd. Tak samo jak wtedy, gdy składała mu przed laty przysięgę małżeńską. – Idiotka! – zaklęła pod nosem i poszła do łazienki. W lustrze nad umywalką zobaczyła swoje odbicie. – Kiepsko – stwierdziła, obmywając twarz wodą. W sumie nieprawda. Dopiero niedawno przekroczyła trzydziestkę, ciemne włosy nadal opadały na ramiona miękką, gęstą falą. Jej skóra wciąż jeszcze była gładka i jędrna, usta pełne, oczy zielone – ich odcień zdawał się fascynować mężczyzn. Niewłaściwych mężczyzn, skarciła się w duchu. Zakazanych. A ona uwielbiała ich zainteresowanie. Pragnęła go. Otworzyła apteczkę, wyjęła fiolkę valium i zażyła kilka tabletek, żeby się rozluźnić i rozpędzić nadciągającą migrenę. Kristi po treningu pływackim wybiera się do przyjaciółki, Rick wróci nie wiadomo kiedy, więc miała dla siebie cały dom i cały wieczór. Nie odejdzie. Jeszcze nie. Świst. Z parteru na piętro dotarł nietypowy dźwięk. http://www.poznan-psychiatra.com.pl/media/ Nie dawała się łatwo spławić, bo kiedy wyjeżdżali, była już dość duża i sporo pamiętała, na przykład to, że gdy ojciec wyjeżdżał, wcale nie żegnał go tłum przyjaciół. – Jonas Hayes, po pierwsze. Pamiętasz go? – Nie. – Kryje mi tyłek. – Nie wiem, czy mogę ci uwierzyć. Zakładam, że Olivia wie o wszystkim. Masował sobie kark. – No. – Czyli córka dowiaduje się ostatnia. – Nie uważam. – A ja owszem – zdenerwowała się. Nadal była wkurzona, a on nie mógł teraz nic na to poradzić. – Po to dzwoniłeś? – zapytała. – Chodzi o sprawę? Wyczuł jej gniew bijący z telefonu.

Nad jej głową dudniły kroki porywaczki. Przesuwa coś, szykuje się. Przygotowuje śmierć O1ivii i jej dziecka. Nie! Nie będzie myślała o niczym poza ucieczką. I nie przerazi się skurczów, które sprawiały, że skręcała się z bólu. – Wytrzymaj – powtarzała sobie, nie wiedząc, czy mówi do siebie, czy do dziecka. W końcu album znalazł się koło klatki. Obiema rękami wyrywała poszczególne strony, Sprawdź twarz. Ale nie mogła myśleć, nie mogła oddychać. Boże, pomocy. Błagam, ratunku, bo mnie zabije! Walczyła, szarpała się, usiłowała się odwrócić, przekręcić tak, żeby napastnik znalazł się pod wodą. Shana była silna, od lat pływała, ale ogarniało ją znużenie i nie mogła sprostać determinacji mordercy. Nie, Jezu, nie! Dławiła się wodą. Usiłowała zachować jasność myślenia. Przeżyć. Ale przegrywała tę walkę. Krztusiła się wodą. Traciła siły, choć nie dawała za wygraną, starała się oderwać brutalne palce od swojej szyi, machała nogami, chcąc kopnąć zabójcę. Dalej, Shana. Walcz. Gryź. Zrób coś! Ale woda jest taka ciężka. A napastnik taki zwinny, nawet w wodzie. Nos i płuca płonęły żywym ogniem, podobnie jak gardło. Chciała odkrztusić wodę, ale