jej drgała. - A panna Brookhollow mówi, że jest śliczna!

opiecznych. Pozostawała w zupełnym bezruchu. W jednym oku, tym, które ocalało, odbijały się promienie słońca. Dru- gie nie było z nim zsynchronizowane. Spoglądało tak, jak- by niczego nie rejestrowało. Niani udawało się obciążać tyl- ko jedną, tę mniej uszkodzoną stronę metalowego kadłuba, jej ruchy były jednak nieporadne, źle skoordynowane i bar- dzo wolne. Wokół rozchodziła się nieprzyjemna woń — wy- nik nadmiernego tarcia oraz niewłaściwego spalania paliwa. Jean przyjrzała się jej uważnie. Delikatnie i współczu- jąco poklepała pogiętą i wyszczerbioną skorupę kadłuba. — Biedna Nianiu! Cóż takiego musiałaś robić? Co ci się przytrafiło? Miałaś wypadek? — Wepchnijmy Nianię do wody — powiedział rozleni- wiony Bobby. — Zobaczymy, czy potrafi pływać. Czy Nia- nie potrafią pływać? Jean nie przystała na tę propozycję, ponieważ uznała, że Niania jest zbyt ciężka. Opadłaby na samo dno i nigdy więcej by jej nie ujrzeli. — No dobra, w takim razie nie zepchniemy jej — zgo- http://www.poradnikmedyczny.com.pl/media/ w stronę jeziora. — Popatrz — odezwała się Jean. — Tam idzie Phyllis Gasworthy. Ona ma pomarańczową Nianię. Rodzeństwo przyglądało się dziewczynce z zaintereso- waniem. — Kto widział coś takiego — pomarańczowa Nia- nia! — oświadczył zdegustowany Bobby. Nadchodzące przecięły ścieżkę i dotarły nad brzeg je- ziora. Zatrzymały się i rozglądały dookoła, spoglądały na wodę, po której pływały białe żaglówki, a także wypatry- wały małych mechanicznych ryb. — Jej Niania jest większa od naszej — zauważyła Jean. — To prawda — przyznał Bobby. Poklepał lojalnie zie- lony bok swojego robota i dodał: — Ale nasza jest za to

Wstał i zaczął chodzić po pokoju. Podszedł do drzwi gabinetu, wrócił do biurka, spojrzał na pusty blat. Jedyne co mu zostało, to St. Charles. Hotel należał do niego, tam zapominał o wszystkich niepowodzeniach i klęskach, tam mógł czuć się dumny ze swoich sukcesów. Teraz groziło mu, że utraci także i to. Przeczesał włosy palcami i zdał sobie sprawę, że drżą mu ręce. Zaklął cicho, prostując plecy. Sam był sobie winien. Akurat Hope nie miała z tym nic wspólnego. Zlekceważył ojcowskie przestrogi, zaciągnął duże kredyty, zaangażował prywatne fundusze. I przegrał. Kiedy postanowił odnowić St. Charles, Nowy Orlean przeżywał swoisty renesans, boom finansowy, jakiego miasto wcześniej nie znało. Kwitł przemysł naftowy, cena baryłki nigdy nie stała tak wysoko, prowadzono nowe wiercenia, przygotowywano się do Targów Światowych, co oznaczało zalew turystów ze wszystkich kontynentów. Wszyscy robili pieniądze. Wielkie pieniądze. Przeciągające się do późna, zakrapiane najlepszym Dom Perignon lunche stały się czymś powszednim. Philip, jak wielu jego znajomych, przemieszczał się po mieście luksusową limuzyną. Żyło się zbytkownie, rozkoszowało nadmiarem i przesadą. W tamtym okresie utopić pół miliona w renowacji i modernizacji hotelu zdawało się rzeczą zupełnie normalną, z pozoru nie niosło ze sobą żadnego ryzyka. Niemal z dnia na dzień w gotującym się do targów mieście wyrastały nowe hotele, Sugar House, Le Meridian, Inter-continental, by wymienić tylko kilka. Wszystkie luksusowe, oferujące gościom to, czego zbywało w St. Charles - pełną nowoczesność, znakomitą lokalizację. Philip uznał, że albo będzie konkurencyjny, albo zginie. Sprawdź - Musiałem najpierw ustalić kilka spraw. Panna Gallant i ja właśnie omawialiśmy jedną z nich. W końcu na niego zerknęła i nagle zrozumiała, dlaczego siedzi w obecności dam. Stłumiła niestosowny chichot. - Tak - poparła go skwapliwie. Gdyby ciotka Fiona wiedziała... - Czy mogę przekazać paniom wieść, milordzie? - Oczywiście. - Panno Delacroix, zdaje się, że będzie pani mogła tańczyć walca na przyjęciu urodzinowym. Rose wytrzeszczyła oczy. - Co? Alexandra skinęła głową. - Dzięki staraniom kuzyna zostaniesz dziś po południu przedstawiona księciu Jerzemu,