przez automatyczne spryskiwacze - ale w środku, w miejscu, gdzie Shelby się wychowywała, jej życie

- To by sie zgadzało - Nick zało¿ył noge na noge, opierajac zniszczonego adidasa na kolanie. Paterno nadal nie wygladał na usatysfakcjonowanego. - Nie sadzicie panstwo, troche pózno na słu¿bowe spotkanie? Marli zrobiło sie dziwnie goraco. Spojrzała na detektywa ostro, choc sama czesto zastanawiała sie, co własciwie robi jej tajemniczy mał¿onek. Czym sie tak naprawde zajmuje? Dlaczego ona nie potrafi mu zaufac? I dlaczego wydaje jej sie, ¿e powinna go bronic przed tym policjantem, który po prostu wykonuje swoja prace? - Alex czesto pracuje do pózna. - Jak wiekszosc z nas. - Paterno rzucił raport na biurko i poło¿ył dłonie na pokrywajacej je stercie papierów. - Pani Cahill, czy przychodzi pani do głowy jakis powód, dla którego ktos mógłby chciec pania zabic? - Sadzi pan, ¿e ktos usiłuje mnie zamordowac? - spytała Marla z mocno bijacym sercem. Drugi raz w ciagu zaledwie kilku godzin ktos całkiem powa¿nie sugeruje, ¿e jej ¿ycie jest zagro¿one, choc ona sama odrzuciła taka mo¿liwosc, uwa¿ajac http://www.podloga-drewniana.biz.pl - Zostaw to na razie, prosze. - Głos Eugenii. O Bo¿e, co teraz? Jak Marla wyjasni swoja obecnosc w apartamencie tesciowej? Czuła, ¿e pot wystepuje jej na czoło i wilgotna, zimna stru¿ka spływa wzdłu¿ kregosłupa. Serce waliło jej jak oszalałe. - Musze sie poło¿yc - powiedziała Eugenia. - Si, si. Wróce luego. Pózniej. - Aha, i popros Carmen, ¿eby mnie zawiadomiła, kiedy przyjda goscie. Wkrótce ma przyjsc wielebny z ¿ona, pania Favier. 294 Wielebny i... no tak, Marla przypomniała sobie teraz. Kuzynka Aleksa, Cherise, i jej ma¿ mieli ja odwiedzic, ale

Nie, nie, nie! Nie rób tego! Gładził ją po plecach. - Powiedz mi nie. Tak, powiedz mu! - Ja... ja nie mogę. - Shelby, to niebezpieczne - szepnął, wtulony w jej wzgórek łonowy, roztrzepując włoski, które go porastały. Sprawdź boską, przecież rozmawiają o jego dziecku! - Myślałam, że dziecko umarło. - Ale musiałaś wiedzieć co najmniej przez siedem, osiem miesięcy, że nosisz je w sobie. - Byłam przerażona - przyznała, wysuwając podbródek. Jej plecy zesztywniały, a kilka niesfornych kosmyków 39 wysunęło się z koka i rozwiewał je wiatr. - Czym? - nalegał. Zawahała się. Po raz pierwszy opadła z niej maska zuchowatości. - Jakoś nie pamiętam, żeby cokolwiek cię przerażało. Byłaś rozpieszczona i bogata, ale lubiłaś też rozrabiać i miałaś niewyparzony język, którego nie bałaś się używać. - Nie o to mi chodziło. Przechylił głowę na bok. Czekał. Walczyła ze sobą i wciąż miała czerwone policzki.