- To podstęp, nie sądzi pan?

- Droga panna Brookhollow zapewne ukrywa się w drugim powozie. Proszę jej dać dwadzieścia funtów i odprawić. Przy okazji może jej pan udzielić wskazówek, jak dotrzeć do najbliższego sklepu z osobliwościami. Potem proszę zamieścić w „London Timesie” ogłoszenie, że poszukuje się damy do towarzystwa i guwernantki dla pewnej uroczej panienki. Osoby biegłej w muzyce, francuskim, łacinie, modzie i... - Jak śmiesz, Kilcairn! - krzyknęła ciotka Fiona. - ...etykiecie. Niech zgłaszają się osobiście pod ten adres. Tylko żadnych nazwisk. Nie chcę, by cały świat się dowiedział, że moja kuzynka ma wygląd pudla i obycie mleczarki. Nikt o zdrowych zmysłach nie wprzęgnie się z nią w małżeńskie jarzmo. - Tak, milordzie - powiedział pan Mullins z ukłonem. Lucien zostawił oburzone kobiety i wszedł do domu. Ból głowy, który dokuczał mu od rana, jeszcze się nasilił. Szkoda, że nie kazał Wimbole'owi podać sobie whisky. Na szczycie schodów zatrzymał się i oparł przemoczone plecy o mahoniową balustradę. Na ścianie wisiał rząd portretów, stanowiących część bogatej kolekcji Kilcairn Abbey. Rogi dwóch z nich przewiązane były czarnymi wstążkami. Jeden przedstawiał Oscara Delacroix, przyrodniego brata jego matki. Ledwo znał tego człowieka, a lubił jeszcze mniej. Po chwili przeniósł wzrok na drugi obraz. James Balfour, jego najbliższy krewny, zmarł ponad rok temu, więc wstążkę należałoby już usunąć. Wciąż przypominała Lucienowi o tym, w jakiej sytuacji znalazł się przez kuzyna. http://www.patomorfologia.com.pl - Ja też, babciu. I cieszę się, że tu jestem. Lily otworzyła usta, znów chciała coś powiedzieć i znów nie zdołała wydobyć słowa. Santos podał jej szklankę z wodą, przełknęła odrobinę. - Twoja... matka? - wyszeptała z trudem. Gloria zerknęła bezradnie na Santosa. - Nie mogła przyjść - zaczął bez chwili wahania. – Ma ważne spotkanie... nie była... po prostu nie była... - Wzruszył wreszcie ramionami i dał spokój. Lily nie można, było oszukać. Staruszka zamknęła oczy i odwróciła głowę. Po jej policzkach popłynęły łzy. - Ja jestem zamiast niej, babciu - odezwała się Gloria. Serce jej pękało, a jednocześnie rosła w niej furia na myśl o bezlitosnej i nieczułej matce. - Musimy się poznać, nadrobić stracony czas. - Przytuliła dłoń Lily do policzka. - Tak cię kocham. Dobrze, że wreszcie możemy być razem. Usiadła obok babki i cicho opowiadała o drobiazgach, sprawach pozbawionych wielkiego znaczenia, takich, które mogły przynieść ukojenie. Santos tymczasem krążył po pokoju albo stal bez ruchu, skupiony i czujny. Gloria była świadoma każdego jego ruchu, każdego spojrzenia. Wyczerpywała ją ta świadomość, wyczerpywała jego obecność. W końcu pojawiła się pielęgniarka, żądając, by obydwoje wyszli i pozwolili chorej odpocząć. Mogą przyjść później, przyzwoliła łaskawie, ale teraz wystarczy. - Wrócisz tutaj, czy też wypełniłaś już swój obowiązek? - zagadnął Santos, kiedy czekali na windę. Pełne lekceważenia słowa spadły na nią i dotknęły ją boleśnie. Wydawało się już, że między nimi zaczyna nawiązywać się nić porozumienia, że zawarli rozejm, nawet jeśli kruchy. Pomyliła się.

prawo hamować jej pęd do zdobywania wiedzy. - Nigdy w życiu nie czytała Szekspira. Nie wykazała żadnych zainteresowań. Panna Gallant zmrużyła oczy. - Mogę jej czytać Szekspira po godzinach pracy. A skoro już o tym mowa, chciałabym mieć wolne poniedziałki. - Po co? Sprawdź Matka upiła łyk herbaty, ostrożnie odstawiła filiżankę, otarła usta serwetką. - To wszystko? - Nie. - Zebrawszy odwagę, Gloria postąpiła krok do przodu. Matka nie zgromiła jej, nie wpadła we wściekłość, jej twarz nie przeobraziła się raptownie w przerażającą maskę. - Myślałam... myślałam, że może przyjmiesz z powrotem panią Cooper. Hope siedziała nieporuszona, zdawała się nie oddychać, lekko tylko stukała paznokciem w brzeg filiżanki. Wreszcie podniosła głowę i spojrzała bacznie na córkę. - Dlaczego miałabym to zrobić? - Bo... bo skłamałam. - Gloria przycisnęła dłonie do piersi. - Dannyjest niewinny. Jego babcia też. Nie powinni cierpieć za moje zachowanie. Proszę, mamusiu. Naprawdę mi przykro i bardzo wstyd. Zgódź się, żeby wrócili. Matka wstała, podeszła do okna, przez długą chwilę spoglądała na zalany słońcem ogród, po czym odwróciła się do córki. Na jej ustach igrał ledwie zauważalny uśmiech. - To dobrze, że wstydzisz się swojego zachowania. Powinnaś się wstydzić. Dobrze, że jest ci przykro, ale skąd mam wiedzieć, czy naprawdę tak jest? - Naprawdę! - W głosie Glorii słychać było nadzieję. - Wierz mi, mamusiu. Zgódź się, żeby pani Cooper wróciła. - Może się zgodzę - powiedziała cicho. - Może. Gloria przycisnęła piąstki do serca. Mama poprosi panią Cooper, żeby wróciła! Danny znowu będzie jej przyjacielem! Służba już nie będzie omijała jej wzrokiem! - Och, dziękuję, mamusiu! Bardzo, bardzo dzięku...