wysłuchać. Mgła podniosła się. Nie miał już wątpliwości.

Tak, gdybym była tobą i gdybym poznała odpowiedniego mężczyznę, kogoś, kto powiedziałby, że wyglądam ślicznie, kogoś, komu podobałby się mój uśmiech, najprawdopodobniej zrobiłabym wszystko, czego on by zapragnął. 86 - To jakieś szaleństwo! Nie wiem, o co ci chodzi, więc nie będziemy więcej rozmawiać. Mówię poważnie! - Uniosła głowę i powiedziała zdecydowanie: - Wynoś się. Rainie zaś odpowiedziała równie szczerze jak Mary. - Mary, więc nie szukasz nowej najlepszej przyjaciółki? Nie szukasz nikogo nowego, kogo mogłabyś zdradzić? - Niech cię szlag! - Mary poderwała się na równe nogi. - Haroldzie! - krzyknęła. - Harold! Lokaj wpadł do salonu, zaskoczony histerycznym wołaniem swojej pani. Rainie udała, że ziewa, podczas gdy Mary wskazała na nią palcem i wrzasnęła: - Wyprowadź ją! Precz! Precz! Lokaj popatrzył na Rainie. Był mężczyzną w średnim wieku, a jego łysa głowa i mizerny wygląd nie nadawały mu cech twardziela. Tymczasem Rainie oparła się o inny stolik, a prawą rękę strategicznie wsparła na ciężkim złotym świeczniku. Biedy Harold nie wiedział, co zrobić. - Tęsknisz za nią? - spytała Rainie. - Kiedy nadchodzi środowy wieczór, http://www.pan-okulista.edu.pl milusińscy najpierw niszczą i zabijają na ekranie komputera, a potem robią to samo na ulicy. Mordują ciężarne kobiety i wracają do domu obejrzeć „Królika Bugsa”. „New York Times” drukował o tym kiedyś artykuły. – Nie wierzyłbym we wszystko, co piszą gazety – powiedział Quincy. – Dlaczego? Czytałem to na początku lat dziewięćdziesiątych, a ile mieliśmy od tamtej pory strzelanin w szkołach? – Na pewno kilka – zgodził się posłusznie Quincy – ale za to rok 1998 należał do najspokojniejszych. Sanders rzucił Quincy’emu pełne powątpiewania spojrzenie. Agent FBI nie przejął się tym zupełnie. – W roku szkolnym 1992/93 – ciągnął – o czym pewnie wspominał „New York Times”, mieliśmy pięćdziesiąt pięć ofiar śmiertelnych. Ale jak zaznaczyłeś, to było przed plagą rzezi w szkołach. W roku 1997/98 doszło do trzech strzelanin, podczas których zginęło czterdzieści

Rezultaty badań daktyloskopijnych okazały się zdumiewające. Pod nazwiskiem Richarda Manna krył się niejaki Henry Hawkins z Minneapolis w stanie Minnesota, syn apodyktycznego porucznika i zahukanej bibliotekarki. Zgodnie z jego własnymi zapiskami, gdy dorastał, miał możność zarówno dobrze zapoznać się z bronią, jak i z ciężką pięścią tatusia. W dzieciństwie Hawkins przeprowadzał się kilkanaście razy. Zmieniając ciągle miejsca i szkoły, wykształcił w sobie naturę kameleona. I narastała w nim złość. Na Sprawdź – Wstawać – warknął. – Chyba zaraz się porzygam – wymamrotała Rainie. – No już! – Dobrze – powiedziała. Pochyliła się i zwymiotowała mu na buty. – Ja pierdzielę! – Mann odskoczył pół metra do tyłu i na próżno próbował pozbyć się wymiocin, kopiąc wściekle w krzaki. Młócił rękami powietrze. Jego twarz zrobiła się purpurowa. Rainie nie wahała się. Może nie był to elegancki plan, ale lepszego nie zdołała wymyślić. – Uciekaj – zawołała do Danny’ego. – Uciekaj! I rzuciła się na Manna. Gdy toczyli się bezwładnie, wyślizgnęła mu się broń. Rainie słyszała, jak Mann rzuca się i przeklina. Wydawało jej się, że jego kolana i stopy są wszędzie. Instynktownie próbowała osłonić głowę. Oko, jej oko. O Boże, czuła, jakby policzek zajął się ogniem. Ale nie mogła