jakieś dziesięć, piętnaście minut.

Mann uczy w jakiejś zabitej dziurze na Alasce i nie ma pojęcia, że ktoś się pod niego podszywa. Kiedy wróci do cywilizacji, czeka go mała niespodzianka. – Mann ciągle jest w okolicy – oświadczył Quincy. – Byłby idiotą, gdyby został. Wszędzie roi się od policji. – Jest uzależniony od adrenaliny. Zaszedł zbyt daleko. Będzie chciał doprowadzić sprawy do samego końca. – Jak myślisz, co on knuje? – Nie jestem już pewien. Na początku chyba planował rutynowe przedstawienie. Znalazł zagubionego dzieciaka. Wyszukał człowieka, pod którego mógł się podszyć. Wszystko spokojnie, z rozmysłem. Ten szaleniec dokonał trzech skomplikowanych zbrodni w przeciągu dziesięciu lat. Nie spieszy się. Jest ostrożny. Pomyśl, o czym mówiliśmy wcześniej: zawsze ma plan awaryjny. Nawet jeśli sforsujemy pierwszy mur, trafimy na kolejną przeszkodę. – Pewnie za dobrze mu szło – ciągnął dalej Quincy. – Dwie zbrodnie i nikt nawet nie podejrzewa prawdy. A gdzie emocję? Gdzie niebezpieczeństwo? Więc tym razem zaryzykował bardziej. Pozostał na miejscu po strzelaninie. Dał nam więcej wskazówek, ale ja, głupi, ich nie zauważyłem. Te jego uwagi o cechach dobrego ojca. Oczywiście nawiązywał do własnych problemów z ojcem. Potem rozmowa po pogrzebie. Powiedział, że jego zdaniem Danny nie mógł strzelać, bo jest za inteligentny, za pomysłowy, żeby uciekać się do przemocy fizycznej. Mówił o sobie. No i dochodzimy do sprawy Rainie. Podrzucił jej strzelbę, z której, jak sądzi większość miejscowych, osobiście zabiła własną matkę. To http://www.operacje-plastyczne.org.pl/media/ Skończył omlet, zostawił kelnerce suty napiwek i, mimo że droga była niedługa, pojechał do ratusza samochodem. Gdy wchodził po wąskich drewnianych schodach, na strychu panowała cisza. To go zdziwiło. Dochodziła ósma, najwyższa pora, żeby rozpocząć kolejny dzień pracy. Przypuszczał, że w centrum operacyjnym zastanie przynajmniej Rainie. Zwykle przychodziła jako pierwsza i wychodziła ostatnia. Z pewnością nie mógł zarzucić jej lenistwa. Gdyby tylko przestała znęcać się naci tymi ołówkami. Musiał kupić ich aż trzy pudełka, zanim nauczył się trzymać je w schowku, w swoim samochodzie. Otworzył drzwi na strych i omiótł szybkim spojrzeniem małą powierzchnię. Najwyraźniej był dzisiaj pierwszy. Zaparzył dzbanek kawy, po czym sięgnął po plik listów, które dostarczono z samego rana. Koperta zaadresowana do Rainie ze stemplem pocztowym Kalifornii. Prawdopodobnie

przeciwnie, był najwyraźniej w znakomitym nastroju. Co chwila popatrywał na swoją towarzyszkę, uśmiechał się zagadkowo, a raz nawet zatarł ręce, jakby z góry się ciesząc na coś interesującego lub przyjemnego. Wreszcie przerwał milczenie. – No cóż, szanowna pani Polino, spełniłem pani prośbę, pokazałem jej Lampego. Teraz pani kolej. Pamięta pani umowę? Spłata jest długu ozdobą... Sprawdź nowy starzec tu nie dla ratowania duszy przybył. Różańców nie rzeźbi, z celi w ciągu dnia w ogóle nosa nie wysuwa. Zachodziłem do niego, przyzywałem na wspólne modlitewne rozmyślania (to taka nasza modlitwa bezgłośna). A on leży, śpi. Na mnie ręką machnął. Odwrócił się na drugi bok i dalej śpi. I to w dzień! – A co on nocą robi? – spytała szybko Lisicyna. – Nie wiem. Nocą jestem tu, w celi. Reguła jest surowa, wychodzić nie dozwala. – Ale ślub milczenia wobec mnie, ojcze, naruszyłeś! Czyżby nigdy ojciec do galerii nie wchodził? – Nigdy – surowo powiedział igumen. – Ani razu. I nie wejdę. A że z tobą długą rozmowę prowadzę, to jest tego pewna szczególna przyczyna... Zmieszał się, nagle zakrył twarz dłońmi, zamilkł. Odczekawszy tyle, na ile starczyło jej cierpliwości, pani Polina zainteresowała się: – Co to za szczególna przyczyna?