jest dziesięć razy gorsze?

takiej reakcji. Niedługo wytrwała w postanowieniach. - Dzień dobry - wykrztusiła. - Och, Lex, zobacz, co kuzyn Lucien znalazł! Opanowała się szybko i podeszła do stołu. Hrabia śledził każdy jej krok i gdyby nie obecność Rose oraz dwóch lokajów, pewnie by się na nią rzucił. Taką przynajmniej miała nadzieję. - Co znaleźliście? - Suknię do opery! Czyż nie jest wytworna? Myślisz, że madame Charbonne zdąży ją uszyć na przyszły tydzień? - Na pewno da się ją przekonać - powiedział Kilcairn. - Proszę coś zjeść, panno Gallant. Najprawdopodobniej umiera pani z głodu po wczorajszych harcach. Gdyby już nie była czerwona na twarzy, na pewno teraz oblałaby się rumieńcem. Uszczęśliwiona Rosę zamknęła magazyn i sięgnęła po talerz. - Ja jestem głodna jak wilk - oświadczyła. - Przez cały bal nie spoczęłam ani na chwilę. Lucien odsunął Alexandrze krzesło. - Dziękuję, milordzie. - Cała przyjemność po mojej stronie. - Gdy siadała, musnął palcami jej policzek, po czym zajął swoje zwykłe miejsce. Śniadanie okazało się prawdziwą torturą. Nie mogła oderwać od Luciena oczu. Nawet http://www.operacje-plastyczne.biz.pl A jednak nadal miała na niego ogromny wpływ, spod którego nie potrafił się wyzwolić. Przycisnął powieki palcami, po czym opuścił dłonie na kolana i oparł głowę o zagłówek fotela. W miejsce rozgoryczenia pojawiło się uczucie niesmaku do samego siebie. Jego uzależnienie od Hope nie miało nic wspólnego z zaufaniem, poczuciem więzi rodzinnej czy szacunkiem. Nie, chodziło o coś zupełnie innego: o seks, prymitywne pożądanie, z którego nie potrafił się otrząsnąć. Próbował. Sypiał z innymi kobietami, miał nawet romans. Nie dlatego żeby znudzony żoną szukał nowych podniet. Przeciwnie, liczył na to, że w ten sposób przerwie chorobliwą więź, jaka łączyła go z Hope. I nadal za nią tęsknił. Przelotne związki zamiast zmniejszać, podsycały tylko nienasyconą tęsknotę. Philip zacisnął palce. Chryste, nawet znęcanie się Hope nad córką nie było w stanie zabić tego pożądania, chociaż zabiło wszystkie inne uczucia. Łącznie z szacunkiem dla samego siebie. Hope sprawiała, że stawał się bezwolnym narzędziem w jej rękach. Przez nią stracił miłość córki. Ukrył twarz w dłoniach. Kochał Glorię z całego serca. Pragnął, żeby ich wzajemne stosunki układały się jak niegdyś. Tak bardzo chciał, żeby znowu patrzyła na niego z podziwem. Ale i to minęło, jak wszystko inne. Teraz zaledwie tolerowała jego obecność. Zdawała się go nie zauważać, a jeśli już zwracała się do niego, widział w jej oczach gniew i wyrzut. Albo politowanie. Jakby ona też gardziła jego słabością. Wstał i zaczął chodzić po pokoju. Podszedł do drzwi gabinetu, wrócił do biurka, spojrzał na pusty blat. Jedyne co mu zostało, to St. Charles. Hotel należał do niego, tam zapominał o wszystkich niepowodzeniach i klęskach, tam mógł czuć się dumny ze swoich sukcesów. Teraz groziło mu, że utraci także i to.

dowiedziała się, że jego ulubionym kolorem jest niebieski, ulubionym kompozytorem Mozart, a ulubionym deserem, o dziwo, lody czekoladowe. Nawet po tym, jak przeprosił i udał się na spoczynek, nadal musiała wysłuchiwać peanów na jego cześć. Można było odnieść wrażenie, że Rose i Fiona bardziej są zainteresowane Lucienem niż Robertem Ellisem. Niemożliwe. Przecież hrabia do tej pory wyłącznie im dokuczał. Wreszcie jej cierpliwość się wyczerpała. Sprawdź bo i płynące po nim obłoki, słuchali, jak wiatr tańczy w ce- drowym zagajniku. Obok nich odpoczywała pogruchotana Niania, próbując regenerować nadwątlone siły. Nieduża dziewczynka wolno szła porośniętym trawą zboczem. Była ładna, ubrana w niebieską sukienkę, z ja- skrawą wstążką w długich ciemnych włosach. Zmierzała w stronę jeziora. — Popatrz — odezwała się Jean. — Tam idzie Phyllis Gasworthy. Ona ma pomarańczową Nianię. Rodzeństwo przyglądało się dziewczynce z zaintereso- waniem. — Kto widział coś takiego — pomarańczowa Nia- nia! — oświadczył zdegustowany Bobby. Nadchodzące przecięły ścieżkę i dotarły nad brzeg je-