Prychnęła z niedowierzaniem.

- Muszę się przebrać i wrócić do biura - odrzekł, zwracając jej talerz. - To po co właściwie przyjeżdżałeś? - Chciałem towarzyszyć Karolinie podczas lunchu, a nie przewidywałem, że najpierw wyląduję w basenie. - To twoja wina. - Jesteś groźna z krzesełkiem w ręku. Klara omal się nie uśmiechnęła. - Pożegnaj się z tatusiem, kochanie - powiedziała do Karoliny i zaczęła ją karmić. Bryce poczuł się zbyteczny. Dziecko wyciągnęło rączkę z jedzeniem w jego stronę, więc schylił się i wziął je z paluszków małej, a ona uśmiechnęła się, uszczęśliwiona, ukazując dwa nowe ząbki w buzi. - Nie wierz w ani jedno słowo Hope na mój temat - szepnął przy okazji Klarze. - Dlaczego uważasz, że rozmawiałyśmy o tobie? - Znam ją. Jest wścibska. - Masz jeszcze jakieś instrukcje? - Przestań się złościć albo zaraz cię pocałuję. - Nie strasz. - Wcale nie straszę. Klara uśmiechnęła się lekko, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że dochowa wszystkich sekretów. Bryce ucałował córeczkę na pożegnanie, rzucił okiem na Klarę, a potem przeniósł spojrzenie na siostrę, która przez cały czas nie spuszczała wzroku z nich obojga. - Życzę wszystkim miłego dnia - rzekł. - Z pewnością przyjemniej spędzimy czas niż ty - odpowiedziała Hope. http://www.oczyszczalnie-sciekow.org.pl/media/ ty, dziwne brzęczenie i szuranie. Uśmiechnął się. — To ona — oświadczył Bobby. Do pokoju wsunęła się Niania. Pan Fields przyjrzał się jej. Zawsze go intrygowała. W pokoju słychać było jedynie osobliwe, rytmiczne szura- 73 nie, które powstawało przy zetknięciu się kół napędu z twardą drewnianą podłogą. Niania zatrzymała się w odle- głości kilku kroków od Toma. Para nieruchomych oczu, uzbrojonych w fotokomórki i osadzonych na giętkich wy- sięgnikach, lustrowała go uważnie. Wysięgniki poruszały się badawczo, drgając przy tym nieznacznie. Po chwili

niech matka widzi cię od czasu do czasu. To jej wystarczy. - A twój ojciec? - Cały wieczór spędzi w barze. Nie ruszy się stamtąd. Po prostu nie kręć sie zbyt blisko. Liz zachichotała nerwowo. - Strasznie się boję. I jestem podniecona. - Wiem, ja czuję dokładnie to samo. - Gloria uściskała przyjaciółkę. - Kocham cię, Liz. Jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie. Spotkamy się tutaj dokładnie wpół do dwunastej. Sprawdź - A jednak zapomnij. - Przynajmniej byłem szczery. - To znaczy? - Wbiła w niego zagniewany wzrok. - To znaczy, że ciebie nie było stać na to, żeby powiedzieć, co myślisz. Dzielna Gloria tak naprawdę ma strasznego stracha. Doprowadził ją tymi słowami do wściekłości. Zadarła brodę, spojrzała mu w oczy. - Ty... skończony kutasie! Ani trochę nie byłeś szczery. Ciągle ci się wydaje, że gram z tobą w jakąś grę? Myślisz, że jestem zepsutą smarkulą, która zajęta jest tylko sobą? - Przekonaj mnie, że jest inaczej. Rzuciła się na niego z pięściami, więc chwycił ją za nadgarstki i mocowali się przez chwilę. - Dorośnij, mała. Tylko dzieciaki muszą się ukrywać. Ja jestem na to za stary. - Ty... nic nie wiesz! - To mnie oświeć, z łaski swojej. - Po co? I tak uważasz, że jestem rozpaskudzoną smarkulą. Wspaniale. Cudownie. Myśl tak dalej. Niczego nie zamierzam ci udowadniać! Mierzyła go lodowatym wzrokiem, chciała, żeby się wycofał, przeprosił, ale nade wszystko, żeby ją kochał - tak jak ona kochała jego. Nic z tego, patrzył na nią równie nieustępliwie, jak ona na niego.