Bentz wyskoczył z cienia i zatarasował mu drogę. Błysnął odznaką.

ciągle kręcił głową, ale chyba zrozumiał, że go nie przekona... – Dobrze, zawiozę cię, ale żeby było jasne – uważam, że to zły pomysł. Cholera, człowieku. No dobra. Zrobimy to, potem podrzucę cię do wypożyczalni, a potem pojedziesz do motelu i tam się prześpisz. Fatalnie wyglądasz. Asystentka koronera w kostnicy starała się ich uprzedzić. Wstępne badanie NN wykazało, że palce zostały tak zniszczone, że nie da się zidentyfikować kobiety na podstawie odcisków. Spłonęło osiemdziesiąt procent powierzchni ciała, na resztkach skóry nie było blizn ani tatuaży. – Pewnie zidentyfikujemy ją na podstawie danych dentystycznych – stwierdziła. Ale Bentz i tak chciał zobaczyć. Sanitariusz, inny niż ten, który towarzyszył im przy oględzinach Fortuny Esperanzo, czekał na sygnał Hayesa. Bentz przygotował się na makabryczny widok. W głowie mu huczało, strach nabrzmiewał, wysuszał gardło na wiór. A jeśli się myli? A jeśli to sztywne, poczerniałe ciało pod cienkim prześcieradłem to jednak O1ivia? Boże, nie! Mało brakowało, a wyszedłby, ale opanował się, zacisnął pięści. Hayes skinął głową. Sanitariusz uniósł materiał. – O, cholera. – Martinez uciekła wzrokiem w bok. Hayes się skrzywił. Na widok spalonego ciała i niewidzących oczu żołądek podszedł Bentzowi do gardła. Resztki włosów otaczały twarz, poparzona niemal nie do poznania. W poczerniałych wargach http://www.nozoil.pl/media/ Rozdział 1 Dwanaście lat później Pogadamy za sześć tygodni. Melinda Jaskiel była nieugięta. Zdecydowana. Rick Bentz stał na werandzie i czuł, jak telefon komórkowy przykleja mu się do ucha w dusznym upale bagien Luizjany. Zrozumiał, że szefowa się nie ugnie. Pot spływał mu z nosa. Spojrzał na czubek kuli tkwiący między kamiennymi płytami na patio. Bolały go plecy, każdy krok przynosił ból, ale nikomu się do tego nie przyzna, a już zwłaszcza nie Jaskiel. Jako szefowa nowoorleańskiego wydziału zabójstw mogła go przywrócić od czynnej służby. Albo nie. Wszystko od niej zależało. Po raz kolejny Melinda Jaskiel trzymała jego los w swoich rękach. Po raz kolejny ją błagał. – Posłuchaj, muszę pracować. – Irytował go żałosny ton własnego głosu. – Żeby wrócić, musisz być w świetnej formie, na sto procent, może na sto dziesięć.

kilkakrotnie nie użył prezerwatywy, kilka razy namiętność wzięła górę na rozsądkiem. A O1ivia była zachwycona, że rośnie w niej nowe życie, obawiała się przecież, że, zważywszy na to, iż oboje nie są już pierwszej młodości, im się nie uda. Patrzyła na swoje odbicie w zamglonym lustrze i szorowała zęby. Ale i tak nie posłużyła się dzieckiem, by go powstrzymać przed wyprawą do cholernego Los Angeles. Sprawdź pozbawił ją kontroli nad mięśniami. Pomyślała o dziecku... O Boże, czy przetrwało atak prądem? Przepraszam, moje maleństwo, tak bardzo cię przepraszam. Wózek podskakiwał na nierównej drodze, napastniczka sapała głośno. O1ivia nasłuchiwała; gdzieś wysoko leciał samolot, a o wiele bliżej zawyła syrena okrętowa. O1ivia usiłowała wziąć się w garść, zebrać rozproszone myśli i zorientować się, gdzie jest, ale dokoła panował klaustrofobiczny mrok, zaś w śpiworze było tak cholernie gorąco, że z trudem oddychała. Myśl, Olivio. Nie poddawaj się. Już nieraz byłaś w opałach. Kiedy minie szok, posłużysz się rękami; dobrze, że skuła je z przodu. Nie poddawaj się, nie pozwól, by strach cię sparaliżował. Myśl o dziecku. Nie poddawaj się. Walcz. Weź się w garść. Musi być jakiś sposób! Zmieniło się podłoże, wózek toczył się łatwiej, szybciej. A potem poczuła ruch w górę i, ciągle w śpiworze, uderzyła o twarde podłoże. Po chwili napastniczka zaczęła ją ciągnąć w