Tydzień później nic nie podejrzewająca Clemency Hastings - nie używała, jak jej matka nazwisk Hastings¬-Whinborough uważając to za fanfaronadę - spędzała poranek wraz z dwiema przyjaciółkami. Mary i Eleonor Ramsgate. Zawsze z wielką ulgą opuszczała dom, bo choć starała się być usłużną córką, nie potrafiła wzbudzić w sobie miłości. Pani Hastings-Whinborough miała zbyt Ograniczony i owładnięty zazdrością umysł, aby zostać przyjaciółką córki. Mimo wszystko pierwszy rok po śmierci ojca minął im w miarę spokojnie, bowiem Cle¬mency za bardzo rozpaczała, aby wziąć na siebie nowe komplikacje i stawić czoło matce. Ta zaś skupiła całą uwagę na ścisłym przestrzeganiu żałoby i sprawdzaniu, czy aby czerń licznych toalet pasuje do jej jasnych włosów.

- Słodkie, kochane istoty - zapewniła ją Ida Trent, nie zagłębiając się w szczegóły. Wyprowadziła Willow z budynku. - Doktor Galbraith spodziewa się ciebie jutro o dziesiątej rano. Ze szczegółami zapoznasz się już w Summerhill. Wsiadając do samochodu, odwróciła się po raz ostatni. - Aha, Willow, doktor Galbraith jest wdowcem. Wyraźnie prosił, bym nie przysyłała mu nikogo, kto widziałby w nim kandydata na męża. Życzył sobie niani, która będzie szarą myszką - dorzuciła przez ramię. - Zasugerował, że kobiety uważają go za bardzo atrakcyjnego mężczyznę. Willow nie wierzyła własnym uszom. Cóż za zarozumiały mężczyzna! W dodatku jej samoocena również uległa zachwianiu. Wiedziała, że nie jest Marilyn Monroe, ale też nie uważała się za szarą myszkę. - Poinformowałam go - kontynuowała pani Trent - że nie interesują cię mężczyźni. Willow długo patrzyła za odjeżdżającym samochodem. Ze wszystkich miejsc na świecie Summerhill było ostatnim, w którym chciała pracować. Ale nie miała wyboru. Bardzo potrzebowała pieniędzy. Musiała przyjąć tę pracę. http://www.nowoczesnapsychologia.pl/media/ - No więc, panno Stoneham, prosimy o radę, czyżby ktoś odgryzł pani język? - odezwał się z ironią mężczyzna. - Proszę mi wybaczyć, milordzie, że wtrącam się w pań¬skie sprawy - odezwała się w końcu. - Ale powszechnie wiadomo, że posiadłość ma być wkrótce sprzedana, i lady Arabella może przeżywać w związku z tym ciężkie chwile. Zapewne spodziewa się w przyszłości wielu ograniczeń i zmian na gorsze, więc zdecydowała się poszukać jakiejś rozrywki, póki ma ku temu okazję. A przecież można by jej znaleźć odpowiednie zajęcie. Co prawda nie zwierzała mi się, ale tak młoda i piękna dziewczyna liczyła z pewnością na wprowadzenie do towarzystwa w tym roku. Lysander nie patrzył na nią, z udaną obojętnością utkwił wzrok w kominku. - Może ktoś z rodziny, ojciec albo matka chrzestna, zechce się podjąć takiej roli? Sama świadomość udanego sezonu towarzyskiego skierowałaby jej myśli w bardziej odpowiednim kierunku. Jeśli wasza lordowska mość zamierza pozostać tu przez resztę lata, przydałoby się towarzystwo kogoś w jej wieku. - Wykluczone, nie zamierzam tu urządzać żadnych przy¬jęć - stwierdził krótko markiz. - Wydaje się pani świetnie poinformowana o moich sprawach, więc z pewnością rozumie pani, że nie stać mnie na takie rozrywki. - Moglibyśmy zaprosić Fabianów - odezwała się ciotka po namyśle. - Cholerni metodyści - odciął się markiz. - Co za głupstwa! Owszem, lord Fabian udzielał się w Stowarzyszeniu Abolicjonistów, przyznam także, że Adela przesadnie często uczęszcza do kościoła, ale poza tym lady Fabian jest czarująca, tak samo jak Diana, która jest mniej więcej w wieku naszej Arabelli. - Lady Helena spojrzała na Clemency. - Są kuzynkami. Dziękuję ci, moja droga za wspaniały pomysł. - Zgoda, ciociu Heleno. Zaprosimy Fabianów, jeśli to konieczne. Oni przynajmniej nie będą oczekiwać wystawnego życia. Ale dla równowagi zaproszę również Baverstocków. Obecność Marka i Oriany ożywi nieco tę całą nudną cnotliwość. - Rób, jak uważasz - odparła ciotka z powątpiewaniem. Nie miała dobrego zdania o Orianie Baverstock. Chociaż niewątpliwie piękna i dobrze urodzona, miała dziwnie odpychający charakter. To typ kobiety, która, jeśliby tylko mogła, zdobyłaby Lysandra - pomimo niezbyt okazałego posagu - a potem pozbyłaby się wszystkich niewygodnych osób, na przykład Arabelli. Lysander miał nadzieję zebrać coś na wiano dla siostry, ale łady Helena wątpiła, by zyskało to poparcie panny Baverstock. Lysander zaśmiał się nagle, wyobrażając sobie najazd ewentualnych gości. - Zaprośmy także Gilesa Fabiana, Arabella będzie mogła wypróbować na nim swój urok - rzucił wesoło. - To bardzo poważny młody człowiek - dodał i spojrzał filuternie na Clemency. - Słyszałem, że chce zostać misjonarzem. Clemency zdziwiła się, jak bardzo uśmiech rozjaśnił to surowe oblicze.

- Dobrze to ująłeś. - Spojrzała na niego. - A ja chcę się zaangażować w nowe przedsięwzięcie. Mam na oku znacznie mniejszą, ale obiecującą nieruchomość. Uniósł brwi. - Sądząc po twoich oczach, to coś nietypowego. - Bardzo. Ale pochłonie masę czasu. I wymaga inwestycji. - Nie potrzebujesz może wspólnika? Sprawdź - Zbyt dużo zjadłaś na kolację - zawyrokowała gosposia. - Nie - wyszeptała Willow, choć myślami była gdzie indziej. Przy mężczyźnie, którego tak bardzo kochała. - Gdzie doktor Galbraith? - spytała niby mimochodem, choć kosztowało ją to wiele wysiłku. - Jego teściowa zadzwoniła z samego rana. Dzieci chciały już wrócić do domu, więc od razu po nie pojechał. Powinien niedługo być. Serce Willow zabiło mocniej. Jej plecak był już spakowany, wystarczy więc, że się pospieszy, a uda się jej wyjść przed ich powrotem. Było to zachowanie godne tchórza, ale ona zawsze była tchórzem. Scott wcale się nie zdziwi, gdy wróci do domu i nie zastanie jej. Zrozumie, że po tym, co zaszło wczoraj,