Zapadła cisza, ale Marla wiedziała, ¿e ktos podszedł do jej

- Byłoby miło - przyznała Marla sarkastycznie. Eugenia wło¿yła okulary i opadła na swój ulubiony fotel. W tej chwili wygladała na stara i zmeczona. - To przykra sprawa. W ubiegłym roku zaczeto podejrzewac dyrektora tego domu, duchownego, oskar¿ono go... o romans z jedna z dziewczat. Niczego nie udowodniono, wycofano wszystkie oskar¿enia, a nazwiska tej dziewczyny, która wtedy była jeszcze niepełnoletnia, nie podano do wiadomosci publicznej. Ale wiesz, jakie to sa sprawy. Prasa rozdmuchała to ponad miare. Alex zajał sie wszystkim, oczywiscie, ale plotki zrobiły swoje. Zepsuły reputacje tego zakładu. - Wytarła chusteczka kacik oka, chocia¿ Marla była pewna, ¿e nie pojawiła sie w nim łza. – To wszystko wydarzyło sie jakies półtora roku temu. - Eugenia wsadziła chusteczke do kieszeni i wło¿yła okulary. - Ludzie pokroju tej ¿mii karmia sie takimi plotkami, nie pozwalaja o nich zapomniec. - Spojrzała na Marle. - Zapewne dlatego, ¿e sami nie maja czystego sumienia i zawsze odczuwaja ulge na mysl, ¿e komus innemu grunt pali sie pod nogami. No, ale zostawmy 145 http://www.motoinfosik.com.pl/media/ doktor Pritchart nie żył, nie był specjalnym zaskoczeniem, ale oznaczał, że mieli o jeden trop mniej, poszukując córki. Jego dziecko. Dziecko Shelby. Dziwne, ale zaakceptował to, że jest ojcem. Nevada Smith uświadomił sobie jednak, że nie wie, co zrobi, kiedy w końcu odnajdzie Elizabeth - a wiedział, że na pewno tego dokona. Po raz pierwszy w życiu nie miał planu. I to go niepokoiło. Nawet bardzo. Na wielkim czarnym niebie świeciły miriady gwiazd, a nad wzgórzami stale piął się do góry półksiężyc. 112 Shelby nacisnęła klawisz rozsuwający dach w samochodzie. Otworzył się w momencie, gdy cadillac wjechał na ostatnie wzniesienie na trasie do Bad Luck. Okna były pootwierane i gorący, teksański wiatr wdarł się do środka, smagał jej policzki i plątał włosy. Była mokra od potu, zmęczona i sfrustrowana. Widząc przed sobą światła miasteczka, zacisnęła palce na kierownicy. Nie słyszała muzyki z radia i nie zauważała niczego poza asfaltową wstęgą, którą omiatały reflektory jej wozu. Dwa dni w San Antonio - i po co? Nic. Zero.

Powiedz to jego rodzinie, pomyslała Marla, której na sama mysl o tym robiło sie słabo. - Jest mi z tym tak... cie¿ko. - Wiem. Wiesz? Doprawdy? Jak to mo¿liwe? Dwoje ludzi straciło przeze mnie ¿ycie, a ja nawet tego nie pamietam! Marla Sprawdź - Shelby.. - Naprawdę. Muszę wrócić na ranczo. Nic nie odpowiedział, tylko pomógł znaleźć jej stare buty. Kiedy je wkładała, rzucił jej bluzkę i stanik. - Nie podoba mi się to. - Nic mi nie będzie - zapewniła, chociaż była już całkiem przemoczona. Chwycił swoje dżinsy i wstał. Ujął jej rękę w łokciu. - Lepiej będzie, jeżeli pójdę z tobą. - Nie bądź niemądry - sprzeczała się, ale cieszyła ją myśl, że chciał z nią być, odprowadzić ją bezpiecznie do domu. Ten kowboj miał serce dżentelmena. - Przyjechałam tu sama i dam radę wrócić do domu. Nie przekonała go. - Byłoby lepiej... - ...gdyby nikt się nie dowiedział, że byliśmy razem - dokończyła za niego, nic sobie nie robiąc z jego zatroskanego tonu. Zapięła stanik, a potem, czując dreszcze, włożyła bawełnianą bluzkę z krótkimi rękawami. -