- Mam dyktafon. - Otworzyła neseser. - Żadnego dyktafonu. - Ale... - Proszę posłuchać. Nie sądzę, żebym miał pani cokolwiek do powiedzenia. Słyszałem, że przeprowadziła pani wywiad z Calebem, prawdę mówiąc, piał o tym na całe miasteczko, przechwalał się, ile to pieniędzy zgarnie za jakąś wyjątkową umowę, którą we dwoje sporządziliście, ale ja niewiele więcej mogę dodać. - Był pan jednym z głównym uczestników śledztwa - argumentowała. Zapach jej perfum go drażnił. Nie były tanie i odniósł wrażenie, że kupowała sobie ubrania w prestiżowych butikach, a nie w zwykłym supermarkecie; mógłby się założyć o swoją ulubioną klacz, że jej spódnica, botki, zrobiony na drutach top i marynarka - a nawet perfumy - miały logo jakiegoś słynnego projektanta. Wprawdzie jej samochód był niedrogi i dość wysłużony, ale Karina Nedelesky nie oszczędzała na swoim wyglądzie. Taka dwoistość: kobieta reporter. O nie, nie wierzył ani jednemu z jej pomalowanych henną włosów. - Pan i Ross byliście zaprzysięgłymi wrogami - oznajmiła, racząc go uśmiechem z rodzaju: „kurczę, jesteś taki niesamowity”. - I twierdził pan, że tamtej nocy on ukradł panu pikapa. - Ktoś to zrobił. W końcu to Ross wylądował w moim wozie. - I omal nie zginął. Rąbnął w drzewo, zgadza się? - To wszystko jest przecież w raporcie - odparł poirytowany. Nie podobała mu się ta kobieta; była zbyt gładka, zbyt skoncentrowana na sobie. - Ale w szkole średniej byliście przyjaciółmi. 110 - Nie byliśmy przyjaciółmi. Graliśmy w tej samej drużynie futbolowej, kiedy on był w szkole. - Zaczynała http://www.mmacore.pl presti¿owej dzielnicy, jej serce podskoczyło z radosci. Tak, tak, tak! Była tu ju¿ kiedys, na pewno. Odkad opusciła szpital, była w kiepskim nastroju, teraz jednak poczuła sie troche lepiej: od czasu do czasu pamiec podsuwała jej jednak jakis niewyrazny obraz, jakas zamglona scene z przeszłosci. Obraczka... spojrzała na reke i zmarszczyła brwi, nie pamietała brylantu ozdabiajacego teraz jej palec, ale inny, du¿o skromniejszy pierscionek. Pamietała spacery po pla¿y i konne przeja¿d¿ki... tak, tak, tak. Niewiele znaczace strzepy wspomnien, ale wspomnien z jej przeszłosci, z jej ¿ycia. Pół godziny temu, kiedy wstawała ze szpitalnego wózka, ogarnał ja dziwny lek, który nie ustapił nawet wtedy, gdy Alex
Dzisiaj własnie przypomniały mi sie narodziny Jamesa. Katem oka dostrzegła, ¿e Alex zesztywniał nagle, a w jego oczach pojawiło sie zdumienie... nie, nie zdumienie, niepokój... - Naprawde? - spytał. - To swietnie. Cudownie. – jego usmiech wydawał sie szczery. Prawie. - I przypomniał mi sie wypadek - dodała. - Kiedy Sprawdź papierosa, potarł skron, jakby i jego dreczył ból głowy. 177 Zegar na dole cicho odliczał sekundy. Marla czuła sie bardzo nieszczesliwa. Jak to sie stało, ¿e tak bardzo sie od siebie oddalili? Jak bardzo jeszcze sie od siebie oddala? - Posłuchaj, kochanie, masz racje. Kłócilismy sie okropnie - przyznał. - Czesciej, ni¿ chciałbym przyznac. Ale nie zamykam swoich pokoi ani swoich dokumentów przed toba. - Potrzasnał głowa. - Na pewno nie... i... miałem nadzieje, ¿e... O Bo¿e, Marla, mogłas zginac w tym wypadku, zostawic mnie i dzieci i miałem nadzieje, cholera, modliłem sie o to, ¿ebysmy... ty i ja... zaczeli wszystko od nowa. - Wydmuchnał wielki kłab dymu. - Mamy dwoje dzieci. One nie potrzebuja