w biały, wyplamiony smarem kombinezon.

przyprawia o ból głowy. Zatrzymała się przed starym dębowym biurkiem i spojrzała na przyjaciółkę. - Przepraszam, Emmo. Po prostu bardzo mnie rozgniewał! - Widzę - odparła sucho Emma Grenville. Odgarnęła z czoła pasmo niesfornych kasztanowatych włosów i wstała. - Siadaj, przyniosę ci herbaty. - Nachyliła się i pogłaskała psa. - A Szekspir chętnie zje ciasteczko. - Pewnie ogłuchł od mojego wrzasku. - Siadaj! - Tak, proszę pani. Drobna i smukła, z uroczymi dołeczkami w policzkach, Emma wyglądała raczej na nimfę niż właścicielkę i dyrektorkę szkoły dla dziewcząt. Z drugiej strony, jej spokój, opanowanie i uprzejmość sprawiały, że wszyscy dawali jej więcej niż dwadzieścia cztery lata. Alexandra westchnęła i usiadła przy oknie, a tymczasem przyjaciółka weszła do małej kuchenki. Z korytarza dobiegły śmiechy, ale szybko ucichły. Uczennice właśnie szły do jadalni na kolację. - Domyślam się, że ty i lord Kilcairn mieliście sprzeczkę - powiedziała Emma, stawiając tacę na biurku. - Tak. Ale doszło do niej z jego winy. Nalała herbaty do filiżanek i dała psu ciasteczko. http://www.merce-infos.com.pl/media/ - Przyszłaś żebrać o pieniądze, kuzynko? Na podeście stał Virgil Retting. Opierał się o balustradę i uśmiechał szyderczo. - Dzień dobry, Virgilu - powiedziała i skierowała się do wyjścia. - Nic od nas nie dostaniesz, rozpustnico. Tego było za wiele. Alexandra rozprostowała ramiona i odwróciła się powoli. - Wątpię, czy wystarczy ci inteligencji, żeby mnie zrozumieć, ale mimo wszystko spróbuję. - Jak... - Nie lubię cię. Jesteś zarozumiałym durniem. Gdybyś był biedny, nie miałbyś żadnych przyjaciół. Gdybyś był szczurem, nie dałabym cię wężowi na pożarcie z obawy, że nabawi się niestrawności. A teraz, żegnaj i do diabla z tobą! - Jak śmiesz! Wyszła na ulicę. Dorożka nadal na nią czekała. Podała woźnicy inny adres i wsiadła.

Alexandra westchnęła ciężko. - Wcześnie pan wstał - zauważyła. - Podobnie jak pani. - Idę z Szekspirem na spacer. Przysunął się o krok. - I z Sally albo Marie. Sprawdź Gloria zamilkła na moment. Zbierała myśli, sama nie bardzo wierząc w to, co zamierzała za chwilę powiedzieć. Wreszcie ponownie spojrzała na przyjaciółkę i wyznała: - Pomyślisz, że zwariowałam, ale ja jestem pewna, że on... jest tym jedynym. To facet dla mnie. - Przycisnęła książki do piersi. - Przeznaczenie... - Chcesz powiedzieć, że to na zawsze? Minęły szkolną bramę z kutego żelaza. Gloria skinęła głową z przejęciem. - Tak. Wszystko bym dla niego zrobiła. - Ale fajnie. Tak romantycznie. - Liz przeszedł dreszcz. - Aż się boję, Glorio. - Ja nie! - zaśmiała się i okręciła w miejscu. - Mam wrażenie, że unoszę się w powietrzu. Fruwam! - Póki jesteś na ziemi, uważaj - mruknęła Liz. - Siostra Marguerita się gapi. Rzeczywiście, dyrektorka stała w drzwiach szkoły i patrzyła surowo na Glorię. Ta zatrzymała się i powiedziała wystarczająco głośno, żeby siostra usłyszała, co ma do powiedzenia: - Muszę go znowu zobaczyć, Liz. Po prostu muszę. - W jaki sposób? - zafrasowała się Liz. - Jak go odnajdziesz? - Popytam w hotelu. Może ktoś mi coś powie. Miał jakąś przesyłkę, jechał na drugie piętro, a tam są biura. Może miał coś dla ojca? Pogadam z jego sekretarką.