- Nie widzę sensu, by ciągnąć tę rozmowę - rzuciła z gniewem Clemency. - Cokolwiek bym powiedziała i tak mi pan nie uwierzy.

- Tak jest, Diano, zrób coś pożytecznego - podchwyciła lady Fabian. Oriana i Adela spojrzały po sobie. - Panno Fabian, może zwiedzimy ten osobliwy kościółek - zaproponowała Oriana. - Chyba nie wszyscy muszą zajmować się rozpakowywaniem. Adela podążyła za nią. - Ostrzegłam Lysandra przed podstępnymi sztuczkami panny Stoneham - ciągnęła Oriana, gdy tylko znalazły się wystarczająco daleko od reszty towarzystwa. - Będzie miał na nią baczne oko, proszę zapamiętać moje słowa. - Mama nie widzi w jej postępowaniu niczego zdrożnego - odparła Adela ze smutkiem. - Przestrzegłam ją, a ona tylko powiedziała, iż panna Stoneham jest dobrze wychowana i całe szczęście, że Diana ją polubiła! Diana! A co ona może wiedzieć, ta mała idiotka? - Jestem zdecydowana zdemaskować tę awanturnicę! - odparła Oriana. - Guwernantka, akurat! Nie zdziwiłabym się, gdyby okazała się jakąś bezrobotną aktorką. - Ohyda! - Adela uniosła brzegi sukni, jakby nie chciała się zarazić. - Na pewno nie zachowuje się jak guwernantka. Gdzie jej pokora i szacunek? - Z pewnością postępuje tak, jakby była nam równa! - przytaknęła jej towarzyszka. - Właśnie, panno Fabian. - Oriana zerknęła na Adelę i dodała: - Zauważyłam, że mój brat dotrzymywał pani towarzystwa, gdy szliśmy przez las, i wydawał się z tego powodu bardzo zadowolony! Adela zarumieniła się. Nigdy jeszcze nie mówiono jej tak otwarcie o zainteresowaniu mężczyzny i poczuła coś w ro¬dzaju przyjemnego zmieszania. - Pan Baverstock to prawdziwy dżentelmen - udało się jej powiedzieć. Oriana odwróciła twarz, żeby ukryć uśmiech politowania. Ani przez chwilę nie wierzyła, że Mark odczuwa cokolwiek poza dyskretną pogardą dla tej biednej istoty. Jednak na razie wolała mieć Adelę po swojej stronie. Dodała więc: - Mark rzadko interesuje się wartościowymi kobietami. - Niech panna Fabian myśli o tym, co tylko chce. W tym momencie usłyszały wołanie lady Fabian i za¬wróciły w stronę reszty towarzystwa. Clemency dzieliła właśnie mięso, Arabella zaś rozdawała halerze i sztućce. Diana układała sałatę w dużej salaterce. - Chodźcie, leniuchy - uśmiechnął się Lysander do Oriany. - Ty też, kuzynko Adelo. Arabello, proszę o talerze dla gości. Oriana usiadła z wdziękiem na dywanie i pozwoliła, by Lysander nałożył jej na talerz kilka plasterków szynki i cielęciny. Kątem oka Clemency dostrzegła, że Mark pomaga Arabelli przy sałacie i wkłada jej do ust rzodkiewkę. Arabella śmiała się. Za to Adela, z pustym talerzem na kolanach, patrzyła przed siebie z wypiekami na twarzy. http://www.medycyna-i-zdrowie.net.pl Hannah Ho, recepcjonistka w przychodni Scotta, wprowadziła ostatnią pacjentkę do gabinetu doktora dokładnie w południe. - Pani Roberts, jak się pani dzisiaj czuje? - Okropnie, po prostu strasznie. - Kobieta głośno pociągnęła nosem, po czym sięgnęła po chusteczkę. - Boli mnie głowa i gardło, a... Scott wysłuchał cierpliwie monologu pacjentki, a następnie zadał jej kilka pytań i zbadał. Uznał, że to tylko zwykłe przeziębienie. Pani Roberts kichnęła ponownie. - Czy mógłby pan wypisać mi receptę na jakieś lekarstwa? - Mógłbym, pani Roberts, ale wie pani, co mówi się o katarze? Leczony trwa siedem dni, a nieleczony tydzień. Gwarantuję, że nie musi pani brać żadnych leków, by poczuć się

Lady Helena Candover, siostra trzeciego markiza, wy¬znawała pogląd, że jako długoletnia rezydentka Candover Court oraz faktyczna opiekunka swojej bratanicy Arabelli, a nade wszystko jedyna osoba w rodzinie utrzymująca z własnych środków, ma pełne prawo wtrącać się w sprawy bratanka. Wysoka, szczupłej budowy, o kanciastych rysach twarzy i charakterystycznym, szorstkim głosie, niezmor¬dowanie przemierzała pełne przeciągów korytarze Candover Court wraz z gromadą przeróżnych małych i wiecznie szczekających czworonogów. Od najmłodszych lat przerażała okoliczną szlachtę surowością charakteru. Młodzieńcy z du¬szą na ramieniu prosili ją do tańca, niepewni, czy przypad¬kiem nie staną się ofiarą jej ciętego języka. Od kiedy jednak; skończyła pięćdziesiątkę, uważano ją już jedynie za ekscentryczkę. Jednakowoż cała ta niemiła otoczka kryła praw¬dziwie złote serce. Ponadto czcigodna matrona jako jedyna - cieszyła się względami i zasłużonym szacunkiem panny Arabelli. Przez lata lady Helena patrzyła z rosnącym niepokojem na rujnujące majątek poczynania brata, a już z prawdziwą rozpaczą na zachowanie lorda Alexandra. Gdy do Candover Court dotarła wieść o jego śmierci, pierwszą jej reakcją były słowa: - Dziękować Bogu! Teraz Lysander weźmie sprawy w swoje ręce. Nie znaczy to, iż pokładała w nim zbyt wielkie nadzieje, wiedziała jednak, że przynamniej on postępuje uczciwie i pomimo trwonienia pieniędzy na hazard i kobiety, potrafi się na razie sam utrzymać. Już choćby to, że w odróżnieniu od swojego brata i ojca nie zwraca się do niej wciąż o pożyczkę, napawało ją optymizmem. Maskując zgryźliwością swoje zatroskanie, uważnie ob¬serwowała, jak Lysander spędza pierwsze tygodnie zamknięty z Thorhillem w swoim gabinecie, i stara się uporządkować napływające zewsząd wezwania do zapłaty. Najwyraźniej usiłował rozwiązywać problemy, zamiast brnąć w coraz gorsze bagno. Po jakimś czasie młody dziedzic wrócił do Londynu, aby sprawdzić, jak tam się sprawy mają. Nie minęło kilka dni, a lady Helena odprawiła psy i z miną, jakby zamierzała ruszyć z odsieczą i ratować ocalałe resztki fortuny, wezwała woźnicę. Dla dobra rodziny musi przemówić bratankowi do rozsądku! Nie zwlekając dłużej, pożegnała się z Arabellą, wsiadła do zabytkowego powozu, który nie wyjeżdżał ze stajni w Candover Court od pięćdziesięciu lat, i ruszyła do londyńskiej posiadłości Lysandra. Sprawdź się spotykać. Musieliśmy to ukrywać, bo Chad powiedział, że jego mama jest straszną snobką i nigdy nie zaakceptuje naszego związku. Przysięgał, że mnie kocha, a i mnie się wydawało, że jestem w nim zakochana. Nigdy wcześniej nie miałam chłopca. - Podeszła do okna i stanęła plecami do Scotta. - Spędziliśmy razem całe lato. Z czasem poznawałam go coraz lepiej. Jednak on zaczął się zmieniać. Miewał dziwne wahania nastroju. Stał się nieobliczalny. Przerażał mnie - jej głos się łamał, ale dzielnie ciągnęła dalej: - Próbowałam z nim dwukrotnie zerwać, jednak za każdym razem robił wielką aferę i błagał mnie, bym zmieniła zdanie. Groził, że się zabije, jeżeli go zostawię. Przez jakiś czas znów był kochany i słodki, więc ponownie się w nim zadurzyłam... Ale pod koniec lata stał