– Cholera jasna! – Przesunął kulę. Czubek zastukał o kamienną płytę, płosząc drozda, który siedział na krzewie magnolii. – Jasna cholera! – Zacisnął dłoń na komórce. Miał ochotę cisnąć ją w bagno, ale się opanował. Jeszcze czego, nieźle musiałby się z tego tłumaczyć. Na razie czepiali się jedynie jego stanu fizycznego. Nie chciał im podsuwać pretekstu do zainteresowania się jego psychiką. Żadnych psychiatrów. Żadnych analiz. Żadnych zwierzeń. O nie. Wstał z trudem. Mimo zapewnień, które składał Jaskiel, od wypadku miał kłopoty z równowagą. A noga czasami bolała jak diabli. Zdawał sobie sprawę, że nie nadaje się jeszcze do czynnej służby, ale od siedzenia w domu dostawał świra. Do licha, nawet z Olivią przestawało im się układać. Jej zegar biologiczny tykał jak szalony i naciskała na dziecko. Jego córka Kristi zbliża się do trzydziestki. Nie był przekonany, czy na pewno chce zaczynać jeszcze raz. I dlatego musi się wyrwać z domu i wrócić do pracy. Od wypadku minęły trzy miesiące, nie wytrzyma bezczynności ani dnia dłużej. – Więc zrób coś – upomniał się. Zacisnął zęby i zrobił krok bez kuli. Najpierw jedna stopa, potem druga. Żadne tam ciepłe kluchy – najpierw jedna stopa do przodu, potem dostawianie drugiej. O nie. Przejdzie przez całe cholerne patio normalnie, krok po kroku, choćby miał paść trupem. Już on im pokaże. Za miesiąc będzie biegał po tych cholernych kamieniach. Na dachu siedział kruk i krakał głośno. Ochrypły głos niósł się echem wśród dębów i sosen. http://www.medycyna-estetyczna-waw.com.pl/media/ wszystko, w co wierzył. Kobieta, która odmieniła jego życie, zrobiła z niego lepszego człowieka, teraz przez niego cierpi. Zjechał z autostrady, trafił na korek. Ciekawe, czy w motelu czeka na niego kolejne przerażające zdjęcie żony. – Nie zabijaj jej – szepnął. Światła samochodu z przeciwka oślepiły go, zerknął w boczne lusterko i zobaczył swoje odbicie. Wyglądał, jakby się postarzał. Był udręczony. Dręczył go duch. Zaparkował na starym miejscu, wyjął kluczyki ze stacyjki i znowu spojrzał w lusterko. Tym razem skupił się nie na swoim odbiciu, ale na kobiecej postaci na skraju parkingu. Jennifer! O nie. Nie mogła się teraz pokazać. Odwrócił się. Zniknęła. Zdenerwowany wysiadł z wozu i stanął obok, słuchał, jak silnik się uspokaja i nadciąga
– Co? – Stłumiła ziewnięcie. Starała się nie okazywać irytacji – bez skutku. Najwyraźniej w SoCal Inn brakowało personelu. – Dzwonił do mnie ktoś, kto się nie przedstawił. Muszę wiedzieć, skąd dzwonił. – Teraz? – Spojrzała na niego, jakby postradał zmysły, otworzyła szufladę, wyjęła papierosy i zapalniczkę. – Jest środek nocy. – Wiem. To ważne. – Wsunął rękę do kieszeni, wyjął portfel, pokazał jej odznakę. Sprawdź – Ciebie także. – Spojrzała na Tally. – Słuchaj, muszę już lecieć. – Do jutra – mruknęła Tally. Sherilou odeszła kilka kroków, włożyła książki do bagażnika niebieskiego priusa i usiadła za kierownicą. Tally odprowadziła ją wzrokiem, potem spojrzała na Bentza. Zmrużyła oczy. – Co słychać u Kristi? – zapytała. – Straciły kontakt z Melody. – Wszystko w porządku. Pod koniec roku wychodzi za mąż. – Przekażę to Melody. Ona też wyszła za mąż. Ma trzyletnią córeczkę i znowu jest w ciąży. – Przewróciła komicznie oczami, wyjęła portfel i pokazała Bentonowi zdjęcia uroczej dziewczynki, roześmianego bobasa z białym pluszowym królikiem na niebieskim tle. – Słodka – powiedział, mówił to szczerze. – Owszem. Kto by pomyślał, że kiedyś będę babcią? – Wsunęła portfel z powrotem do torebki, a w jej oczach pojawiły się wesołe ryski. – Dziwne, ale to mi się podoba. – Nic dziwnego.