kwadraty i w dwie godziny przeczesał je wszystkie, przysłuchując się i przyglądając. Rzeczy

pieszczoch. Moja Japoneczka od rana do wieczora z nim się bawiła. Polubiła go bardzo: głaszcze, całuje, on ją ozorem oblizuje. Doskonale, myślę sobie. Zwierzę pokochała, to i mnie pokocha. A ona rzeczywiście na tego, co misia jej podarował, zaczęła inaczej patrzeć, bez lęku, za to z ciekawością. Tak jakby go porównywała ze swoim ulubieńcem. Ja specjalnie zacząłem chodzić zwalistym krokiem, bokobrody szerzej rozczesałem, mówiłem donośniej. I już staliśmy się przyjaciółmi. Ona mnie nazywała Kumatian, to po ichniemu niedźwiedź. Dalej cóż... Zwykła sprawa – dręczy dziewczynkę bezczynność, cielesne pokwitanie. Chciałoby się jej czegoś nowego, nieznajomego, niezwykłego. A tu egzotyczny cudzoziemiec. Najrozmaitsze ciekawe sztuczki pokazuje, z całego świata przywiezione. Pocztówki z Paryżem i Petersburgiem, niebotyki chicagowskie. A najważniejsze – nawykłszy do sierści misia, przestała się mną brzydzić w fizycznym sensie. To za rękę mnie weźmie, to po wąsach pogładzi – ciekawi ją to. A dziewczęca ciekawość to materiał łatwopalny. No, nie będę opowiadał szczegółów, nieciekawe. Główna trudność polegała na tym, żebyśmy, naukowo się wyrażając, znaleźli się w jednym biologicznym gatunku, w obrębie którego możliwe jest krzyżowanie. A kiedy staliśmy się wzajem wobec siebie już nie Japoneczka i zamorskim niedźwiedziem, tylko niewinną panienką i doświadczonym mężczyzną, to dalej wszystko poszło zwykłym trybem, wielokrotnie już wypróbowanym. Krótko mówiąc – kiedy odpływaliśmy z Japonii, Japoneczka była ze mną, sama się http://www.medycyna-estetyczna-waw.com.pl centymetrów. – Puść mnie – szepnęła. Jeśli stąd odejdziesz, będziesz całą noc chodziła po swoim domu. Boisz się snu. Boisz się koszmarów. Chcesz, się od nich uwolnić, ale nie robisz nic, żeby sobie pomóc. – Puść mnie albo już nigdy nie zaśpiewasz barytonem w kościelnym chórze. – Opowiedz mi o tym, Rainie. Chcę cię wysłuchać. Może nawet zrozumiem. Zadrżała w jego ramionach. Znowu zauważył w jej oczach niezdecydowanie. Chciała mówić, a jednocześnie jakaś część duszy, silna i gwałtowna, nie dawała za wygraną. Widział strach, zwątpienie i wstyd. Lata cierpienia, narastającego wraz z każdą nową butelką, otwieraną przez matkę, z każdym uderzeniem. Ale chwila ta minęła i Rainie znowu zamknęła się przed nim. Już myślał, że zaraz się czegoś dowie, kiedy jej twarz znieruchomiała, a oczy straciły blask. Wiedział, że bitwa dobiegła końca. Puścił ją. Cofnęła się, wzruszając ramionami.

nic innego. Skinął palcem na oberwanego, zakurzonego zwiastuna (samo jego zachowanie, a także wykrzyczane przezeń słowa świadczyły jasno, że ów mnich, który przyleciał tu nie wiadomo skąd, jest właśnie zwiastunem, i to z tych niedobrych): ano wejdź tu na górę. Krótko, ale głęboko, do ziemi prawie, pokłoniwszy się biskupowi, czerniec rzucił wodze i popędził do gmachu sądu, roztrącając wychodzącą po procesie publiczność. Widok sługi Bożego z gołą głową i czołem podrapanym do krwi był tak niezwykły, że ludzie oglądali się, Sprawdź To ognista kula, z której wyłania się poprzecinana wibrującymi pasami płomieni ludzka sylwetka. Obija się o ściany domów. Jest coraz bliżej. I coraz bliżej jest dźwięk, który nie przypomina niczego, co kiedykolwiek dobiegło Adama z ludzkich ust: niemal bezgłośny skowyt. Z domów wypadają zbudzeni mieszkańcy, ale natychmiast wtulają się w mury. Tylko Podhorecki tkwi pośrodku wąskiej ulicy. Nie jest w stanie zrobić kroku. I choć w płonącej głowie nie może dostrzec oczu, choć zdaje mu się, że płomienie dawno już je wyżarły,