- O co chodzi? - zapytała.

okolicy właśnie taka impreza, o jakiej mówimy. Sean spojrzał na niego bacznie. - Rozumiem, że pana wtedy w Szwajcarii nie było. - Nie, nie było mnie tam. Seana coś tknęło. - Pracował pan kiedyś w policji? Bryan zawahał się po raz pierwszy. - Oficjalnie nie - przyznał wreszcie. - Ale pomagałem przy wielu śledztwach jako ekspert. - Od wampirów? - spytał sceptycznym tonem Sean. - Od legend, dawnych wierzeń, dawnych społeczeństw i temu podobnych. Sean odchylił się na oparcie krzesła. - Wierzy pan w istnienie wampirów, profesorze McAllistair? RS 95 Nawet jeśli jego gość pomyślał, że oficer zarzuca przynętę i próbuje go sprowokować, nie obraził się. - Wierzę w istnienie zła. Wierzę, że istnieją ludzie, którzy mają się za wampiry, uczniów szatana, czy co pan jeszcze chce. I wierzę, co jest bardzo istotne, że niektórzy z tych ludzi mają wystarczająco dużo pieniędzy, by zapłacić za zrealizowanie swoich najdzikszych, najbardziej http://www.meble-drewniane.edu.pl/media/ na manię prześladowczą. Wydawało mi się, że kogoś widziałem. - Jasne, że kogoś widziałeś. - Nate wskazał pobliskie stoliki, przy których turyści spędzali pochmurne popołudnie. - Klientów. Jesteśmy w restauracji, Dane. - Wiem, miałem tylko takie dziwne uczucie. - Co widziałeś? - zapytała nerwowo Cindy. - Nic, to tylko takie uczucie. - Wszyscy mamy dziwne uczucia - zauważył Larry. - W końcu gdzieś tutaj grasuje morderca, a my o tym wiemy. ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Poza tym tylko Izzy'emu nie przeszkadzało, że zaczepia w barze obcych mężczyzn. O strachu wspomniała tylko raz, i to w związku z Dane'em. Z potrzebą porozmawiania z Dane'em. Ale Dane miał rację. Gdyby się go obawiała, dlaczego zwracałaby się właśnie do niego? Sprawdź bez podejrzliwości. Dane obserwował słońce i rozmigotaną jego barwnymi refleksami powierzchnię wody. - Właściwie myślałem, że najbardziej przeżyłaś i' 139 to ty - zauważył. Po chwili dodał: - Pamiętasz poczucie, że... - Nie chcę pamiętać - przerwała mu. - Nie unoś się od razu - poprosił. - Mam na myśli twoje stosunki z rodzicami. Joe się tym martwił. - Aha - zgodziła się. - Chodzi ci o to, że ja myślałam, że bardziej kochają swego syna?