na piaszczystym podjeździe i na oślep trafiła kluczem w zamek.

– W człowieku to właśnie jest cenne, właśnie to interesujące – kontynuował Korowin – właśnie to, mówiąc wprost, wielkie, że może on zmieniać się na lepsze. Zawsze. W każdym wieku, po każdym błędzie, każdym upadku moralnym. W naszą psychikę wszczepiony jest mechanizm samodoskonalenia. Jeśli się tego mechanizmu nie wykorzystuje – rdzewieje i wtedy człowiek degraduje się, stacza poniżej własnej normy. Drugi kamień węgielny mojej teorii jest taki: każda skaza, każda szczelina w osobowości jest jednocześnie także przewagą, wyniesieniem – należy tylko odwrócić ten punkt rzeźby duchowej o sto osiemdziesiąt stopni. I oto trzecia moja fundamentalna zasada: każdemu cierpiącemu można pomóc i każdego niezrozumianego można zrozumieć. A kiedy się go zrozumie, wtedy można zaczynać z nim pracę: przemieniać słabego w silnego, kalekiego w pełnowartościowego, nieszczęśliwego w szczęśliwego. Ja, miła pani Polino, nie jestem od swoich pacjentów wyższy ani mądrzejszy, ani lepszy, raptem tylko bogatszy, chociaż między nimi też są całkiem zamożni ludzie. – Pan uważa, że każdemu człowiekowi można pomóc? – Słuchaczka, przejęta słowami doktora, klasnęła w dłonie. – Ale przecież są odchylenia, które wyleczyć bardzo trudno! Na przykład ciężkie pijaństwo albo jeszcze gorzej – opiumomania! – To akurat bzdura. – Doktor uśmiechnął się pobłażliwie. – Od tego właśnie zaczynałem kiedyś moje eksperymenty. Mam na własność wysepkę na Oceanie Indyjskim, daleko od morskich szlaków. Tam osadzam beznadziejnych alkoholików i narkomanów. Żadnych ziół oszałamiających na wyspie się nie znajdzie, za żadne pieniądze. Tam zresztą pieniędzy w ogóle nie ma w obiegu. Raz na trzy miesiące przypływa szkuner z Malediwów, przywozi http://www.meble-designo.com.pl/media/ W tym momencie Korowin spostrzegł wysuwającą się zza framugi drzwi kobietę w dezabilu i nie dokończył. Najpierw zamrugał oczami, potem się nachmurzył. – Aha – powiedział surowo. – To aż tak. Tego należało się spodziewać. No, oczywiście, przecież Stawrogin to bardzo szybki jegomość. Dzień dobry, łaskawa pani. Obawiam się, że będę musiał pani coś niecoś objaśnić... Te słowa doktor wypowiadał, już wchodząc na ganek, ale znów nie dokończył, bo poznał swojego przedwczorajszego gościa. – Polina Andriejewna? Pani? – osłupiał. – Doprawdy nie... Boże, co z panią? Co on pani zrobił?! Przyjrzawszy się okaleczonej twarzy i żałosnemu strojowi damy, Korowin rzucił się do środka. Kosz i pled cisnął w kąt, chwycił Mikołaja Wsiewołodowicza za ramiona i tak nim potrząsnął, że tamtemu głowa się zakołysała. – A to, łaskawco, już nikczemność! Tak, szanowny panie! Przekroczył pan wszelkie

– Proszę go nie wypędzać, on nie jest winny. Nie będę składać skargi. – Naprawdę? – Korowin się rozjaśnił i pogroził palcem niewidocznemu aktorowi. – No, teraz będziesz mi się uczył roli Cukru z Niebieskiego ptaka! – Ale od razu znów spuścił wzrok. – Trzeba przyznać, że uzdrawiacz dusz ze mnie nienadzwyczajny. Niezbyt wielu udaje mi się pomóc. Przypadek Terpsychorowa jest ciężki, ale nie beznadziejny, natomiast jak ratować Lentoczkina – pojęcia nie mam. Sprawdź a teraz zostawiali nagą, bezbronną Polonię Moskalowi na pohańbienie? – Bzdury – warczy na samego siebie. I w ten sposób komisarz, przykładny mąż i ojciec dwóch dorodnych, wręcz potężnych córek, przegania dawnego marzyciela. Czas najwyższy, bo na biurku lądują właśnie talerz z ozorem, odkorkowana butelka i szklanka. 2 jula 1845, dwudziesta pierwsza trzydzieści osiem Jeszcze wczoraj wszystko było jak zwykle – myśli, z irytacją wgryzając się w mięso,