głośno.

29 pomyłkę porwał amerykańskie dziecko i tym samym narobił za dużo szumu. Milla słyszała dziesiątki takich historii. Ludzie bali się mówić o Diazie, ale ona wciąż cierpliwie pytała i w końcu dostawała jakąś wyszeptaną ze strachem odpowiedź. Ciągle nie wiedziała, kim naprawdę jest ów tajemniczy mężczyzna. Była jednak przekonana, że ma coś wspólnego ze sprawą zniknięcia Justina. - Ktoś wystawia Diaza - odezwał się nagle Brian. - Wiem - odparła. To było jedyne logiczne wyjaśnienie tego niespodziewanego telefonu i to ją martwiło. Nie chciała dać się wplątać w jakąś brudną rozgrywkę. Chciała tylko znaleźć Justina. Na tym skupiali się Poszukiwacze: na odnajdywaniu zaginionych i porwanych. Jeżeli przy okazji spotykała kogoś zasłużona kara, tym lepiej, ale to już była sprawa policji. Milla nigdy nie utrudniała śledztwa, wręcz przeciwnie, często pomagała, jednak jej celem było tylko zwracanie zagubionych dzieci ich rodzinom. - Jeżeli okaże się, że jest źle - powiedziała - to siedzimy cicho i nie wychylamy się. http://www.logopedapoznan.edu.pl/media/ zawsze istniał pomiędzy nimi. Dawał pewne poczucie autonomii, kontroli nad własnym życiem. Ale David był dobrze wychowanym, cywilizowanym człowiekiem, a Diaz... nie. On nie pozwolił jej zachować nawet odrobiny dystansu. Wiedziała doskonale, że oddała się drapieżnikowi. Niebezpiecznemu i nieprzewidywalnemu, a jednak to właśnie w jego ramionach czuła się najbezpieczniej na świecie. Wykorzystał ją, ale pozwolił również wykorzystać siebie. Ta noc nie sprowadzała się do seksu, choć tak mogłoby się wydawać. Chodziło o coś więcej. O zachłanne, gwałtowne i zmysłowe zagarnianie siebie nawzajem. an43

Dotarło też do niej, jak ważne są usłyszane właśnie informacje. - Ona... Ona widziała Justina? Naprawdę go widziała? Pamiętała go? - Tak, pamiętała. Był cały i zdrowy. - Ona... Ale dlaczego cię pocięła? - Bo zrobiłam coś głupiego. Sprawdź - Pracuj!Mocno, jak szalona! Pracowała jak szalona. Mięśnie ud minęły już chyba czerwoną kreskę zmęczenia i purpurową kreskę żywego ognia. Czuła w nich potworny ból, ale wciąż odpychała się nogami z całych sił. Ramiona Diaza cięły wodę regularnie jak maszyny, ciągnąc ich po przekątnej ku brzegowi potoku. Do przodu sunęli bardzo żwawo, ku brzegowi - mozolnie, cal po calu. Zakole potoku zbliżało się... szybko. Zbyt szybko. Wyglądało na to, że miną zakręt i nie dadzą rady dotrzeć do wolniejszego nurtu. Milla zawyła nieludzkim głosem, gdy desperacki kop adrenaliny pchnął ją do przodu; płynęła już prawie równo z Diazem. Mężczyzna, an43 283