- Dlatego nadal pan u mnie pracuje. W tym momencie jednak działa mi pan na nerwy.

Alexandra przysunęła się do hrabiego. - Proszę więcej tego nie robić - szepnęła. - Czego? - Jeśli będę chciała zrobić z siebie widowisko, zatańczę nago na stole z przekąskami. Nie potrzebuję pomocy pańskich znajomych. - Obserwowanie, jak pani tańczy nago, dostarczyłoby niezapomnianych przeżyć. Mam nadzieję, że moje marzenie kiedyś się spełni. Odsunęła się od niego oburzona. - Proszę nie oczekiwać, że będę dostarczać panu rozrywki. - Usiłuję panią zachęcić... - Przepraszam, panna Gallant? Odwróciła się zaskoczona. - Tak... Ujrzała dużego, zwalistego mężczyznę. - Na litość boską, Kilcairn, przedstaw mnie. Hrabia łypnął groźnie na intruza, ale spełnił prośbę. - Daubner, to panna Gallant. Panno Gallant, William Jeffries, lord Daubner. - Belton założył się ze mną o dziesięć funtów, że nie odważę się z panią zatańczyć walca. Powiedział, że utarła mu pani nosa i że to samo spotka mnie. - Nie będę przedmiotem niczyjego zakładu - oświadczyła Alexandra. http://www.lekarzewarszawa.com.pl/media/ - Jest bardzo miła. Inteligentna. Ma małą restauracyjkę w Dzielnicy Francuskiej. - Ładna? - Jeszcze jak. - Rozbawiony potarł palcem czubek nosa. - Poznałem ją kiedyś, dawno temu... Lily chwilę pomilczała, pokiwała głową. Był jej wdzięczny, że nie pyta o więcej. - Z tego mogłoby coś być - stwierdziła wreszcie. - Zamierzasz spotkać się z nią jeszcze? - Chyba tak. Na pewno. - To dobrze. - Położyła dłonie płasko na kołdrze. - Za dużo pracujesz. Powinieneś mieć kogoś. - Mam ciebie. - Ja jestem stara i chora. Potrzebujesz partnerki. Santos skrzywił się komicznie. - Wolę mojego partnera. - Dziewczyny, towarzyszki - najeżyła się, widząc jego rozbawienie. - Chcę, żebyś był szczęśliwy. - Odwróciła szybko głowę, by ukryć napływające do oczu łzy. - Bóg nie stworzył nas do samotnego życia. Pamiętaj, że na początku byli Adam i Ewa. Dwoje.

nam drogę do dworu, nawet gdyby nie było uśmiechniętej panny Hunter, która stała na progu domu. — Czy pani uporała się ze wszystkim? — zapytał Holmes. Z tyłu, pod schodami, rozlegało się głuche, lecz donośne dudnienie. — To pani Toller w piwnicy — powiedziała panna Hunter. — Jej mąż leży w kuchni na kocu i chrapie. Oto jego klucze, które są odpowiednikami kluczy pana Rucastle. — Dobrze się pani spisała! — zawołał Holmes z entuzjazmem. — Teraz proszę nam wskazać drogę, a niebawem położymy kres tym wszystkim ciemnym sprawkom. Weszliśmy na schody, otworzyliśmy drzwi, minęliśmy korytarz i znaleźliśmy się tuż przed zabarykadowanymi drzwiami, które nam panna Hunter opisywała. Holmes przeciął sznur i odsunął poprzeczną sztabę. Następnie próbował dopasować różne klucze do zamku, ale bez powodzenia. Żaden dźwięk nie wydobywał się ż wewnątrz, i wobec tej ciszy twarz Holmesa spochmurniała. ! — Mam nadzieję, że nie przybyliśmy za późno — powiedział. — Wydaje mi się, panno Hunter, że lepiej, abyśmy tam weszli bez pani. Watsonie, pomóż nam swoim ramieniem, a zobaczymy, czy można się tędy przedostać do pokoju. Drzwi były stare, słabe w zawiasach i ustąpiły od razu pod naciskiem naszych złączonych sił. Wpadliśmy obaj do pokoju. Był pusty. Mebli nie było tam żadnych poza małym łóżkiem, małym stolikiem i koszem z bielizną. Dziura w suficie stała otworem, a więzień zniknął. Sprawdź - Bo potrzebuję czasu na wymyślenie stosownej odpowiedzi. Tak mi doradziła panna Brookhollow. - Owszem to dobra sztuczka, ale trzeba znać więcej niż jedną, moja droga, bo wszyscy cię przejrzą, a pod koniec kolacji będziesz tak pijana, że nie sklecisz najprostszego zdania. - Więcej? - przeraziła się Rose. - Ledwo zapamiętałam tę jedną. - Och, to proste - powiedziała guwernantka niedbałym tonem, choć była zaniepokojona. Na razie ćwiczyły rozmowy przy stole, innych kwestii jeszcze nawet nie poruszyły. Alexandra doskonale zdawała sobie sprawę, że przyjęcie u Howardów będzie sprawdzianem umiejętności Rose i jej własnych. Szczególnie przed jednym człowiekiem pragnęła się wykazać. - Wybierz sobie pięć czynności, a później powtarzaj je w kółko. - Co? Nie rozumiem.