Wimbole gra w wista.

- Dobry Boże! - Hope chwyciła się oparcia krzesła. - Co ludzie o nas powiedzą. Staniemy się pośmiewiskiem całego miasta. - Nie zgodziłem się. - Nie zgodziłeś się? - Pokręciła głową, najwyraźniej nic nie rozumiejąc. - Jak w takim razie spłacimy pożyczkę? - Hotel jest dla mnie wszystkim, Hope. Nie możemy go stracić. - Obszedł biurko, stanął przed żoną, spojrzał jej prosto w oczy. - Pozostaje twoja biżuteria, kolekcja sztuki i rolls. Nasz dom. Letnia rezydencja. Rzeczy stanowiące naszą prywatną własność. Hope zaczęła drżeć. - O czym ty mówisz? - Musimy się pozbyć tego wszystkiego. - Boże - jęknęła. - Co ja powiem naszym znajomym? - Nie obchodzi mnie, co powiesz naszym znajomym! - Nie krzycz na mnie, Philipie. To nie moja wina, że mamy kłopoty. - Jasne, że nie - sarknął gniewnie. - Ty jesteś święta. - Zapewniałeś, że potrafisz mnie utrzymać, a teraz opowiadasz, że mamy sprzedać dom i moją biżuterię? Gdzie będziemy mieszkać? Pomyślałeś o Glorii? Co z jej przyszłością? Słowa Hope dotknęły go do żywego. Zaklął cicho, odwrócił się gwałtownie i podszedł do biurka. Przez chwilę stał w milczeniu, wreszcie podniósł głowę. - Potrafiłem dotąd utrzymać rodzinę, utrzymam i teraz. - Jak? Sprzedając dom? - Nie sprzedamy go od razu, obciążymy hipotekę. Nie wyrzucą nas na ulicę. - Do czasu kiedy i tej pożyczki nie będziesz w stanie spłacić. Jak długo to może trwać, Philipie? Dwa tygodnie? Dwa lata? Dziesięć lat? - Dość, Hope - wycedził przez zęby. - Jak mogłeś do tego dopuścić? - zapytała, podchodząc do niego i zaciskając kurczowo palce na jego ramionach. - Ty beznadziejny głupcze. Jak mogłeś być taki... lekkomyślny? Krótkowzroczny? http://www.korekcja-wzroku.net.pl Alexandra była gotowa udusić Vixen, jeśli ta nie powie jej wszystkiego. Wcale nie czuła zazdrości. - Możesz milczeć - oświadczyła. - Z mojego doświadczenia wynika, że słowa Kilcairna rzadko nadają się do powtórzenia. Przyjaciółka zachichotała. - Łatwo cię przejrzeć. Alexandra zmarszczyła brwi. - Nieprawda. - No, dobrze. Ulituję się nad tobą. Zadawał mi wiele pytań na twój temat. Czy zawsze byłaś taka irytująca, czy kiedykolwiek przyznałaś się do porażki w dyskusji, i takie rzeczy. - Żartujesz sobie ze mnie! Vixen wybuchnęła śmiechem. - Przysięgam, Lex, że mówię prawdę.

- Nawet mnie? Dlaczego? - Och, kochanie, chciałam ci powiedzieć, lecz obawiałam się, że właśnie tak zareagujesz. Prosiłeś, bym ci zaufała, a gdy to zrobiłam, krzyczysz. - Czy Katherine Davenport była w to zamieszana? - spytał. - Dała mi pracę. Nie wiedziała, dlaczego jej potrzebuję. - A wiedziała, kim jesteś? - Tak, lecz nawet moja rodzina nie była wtajemniczona. Sprawdź zobaczyć w tej sukni i już. - Nie jest to wielkie zwycięstwo, milordzie. Skinął głową. - Ale pierwsze z wielu. A właściwie drugie, jeśli uwzględnimy fakt, że jednak pani dla mnie pracuje. Spojrzała mu prosto w oczy. Tylko rumieniec na twarzy przeczył wrażeniu całkowitego spokoju. - To jeden z wielu błędów, które popełniłam, milordzie. - Mam nadzieję, że nie ostatni. - Pozwolił jej zinterpretować te słowa w dowolny sposób i zerknął na drzwi pracowni. - Niech pani przeprosi ode mnie diabelskie nasienie i jej matkę. - Ona nie jest taka zła, dobrze pan wie. Pragnął wziąć ją w objęcia, ale poprzestał na muśnięciu palcami gładkiego policzka.