- Panno Tyler - Scott Galbraith poprowadził nieznajomą

Z trudem powstrzymując okrzyk oburzenia, okryła się leżącym opodal ręcznikiem. Jej policzki oblał szkarłatny rumieniec. Serce biło jak oszalałe. Czekała na jakiś ruch z jego strony. Scott zmarszczył czoło i cofnął się nieznacznie. R S - Przepraszam - wymamrotał. W jego niskim, głębokim głosie słychać było szczery żal. - Nie miałem zamiaru. Chciałem tylko. Och, do jasnej cholery, panno Tyler. - Był wyraźnie zmieszany. - Nie miałem zielonego pojęcia, że będzie pani... Nie sądziłem, że zastanę panią... - Nagą? - Zdziwiła się, słysząc, jak spokojnie brzmi jej głos. Było w nim słychać nawet nutę rozbawienia. - Doktorze Galbraith, z całą pewnością nie pierwszy raz widzi pan nagą kobietę. I zapewne nie ostatni. A teraz, jeżeli pan pozwoli, ubiorę się, a następnie zajmę się dziećmi. Scott sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć. Zaczekała chwilę, ale on przeczesał tylko niezdarnie ciemne włosy i ponownie przybrał zawstydzony wyraz twarzy. - Przepraszam - wymamrotał, po czym odszedł w stronę http://www.klinikaonline.pl - Dzięki. Jeszcze jakieś zalecenia, doktorze? - Nie. Pana bratanica jest zdrowa. Co pół roku proszę się u nas pokazywać. - A co z odŜywianiem? Jest coś, czego jeść nie powinna? Drzwi otworzyły się nagle i do gabinetu wpadła Alli. - Przepraszam, spóźniłam się. - Nic się nie stało - rzekł Mark z uśmiechem. - Wszystko dobrze. Pogadaliśmy sobie trochę z panem doktorem. - Czy wiesz, Ŝe dopiero jak Erika skończy rok, moŜemy karmić ją miodem? Bo miód zawiera związki, które powodują. .. - mówił Mark obracając się na bok. Alli nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nie trzeba być psychologiem, Ŝeby stwierdzić, Ŝe wizyta z małą u lekarza była dla Marka wielkim przeŜyciem. WciąŜ wracał do tego tematu i chyba nie mówił o małej tylko wtedy, gdy kochał się z Alli.

To proste - rzekł.- Zatrudniłem cię jako niańkę mojej bratanicy i jako jej niańka zjesz z nami kolację. - Po chwili milczenia dodał: - Odpowiada ci taki układ? Westchnęła głęboko. Nie, nie odpowiada, nie po tym, gdy dał jej do zrozumienia, Ŝe chce zachować dystans między nimi. - O ile pamiętam, to ustaliliśmy, Ŝe piątkowy i sobotni wieczór mam wolny - przypomniała mu. Sprawdź Markiz nie odpowiedział. - To oczywiste, że biedaczka jest przyzwyczajona do większych wygód - ciągnęła. - Co masz na myśli? - zdumiał się Lysander. - No cóż, zauważyłam, że nosi jedwabne pończochy. Jaka guwernantka może sobie na to pozwolić? A szal, który miała na sobie zeszłego wieczora? Czysty jedwab, i to bynajmniej nie z tych najtańszych. Nastąpiła chwila ciszy. Lysander zmarszczył brwi i wy¬glądał na zamyślonego. Oriana rozejrzała się wokół siebie i odetchnęła głęboko. - Ach! - westchnęła głośno. - Jakie świeże, wiejskie powietrze! Czasem zastanawiam się, dlaczego wybraliśmy życie w mieście, kiedy tutaj jest tak pięknie. - Udajesz, że nic cię nie obchodzi? - Co takiego? - zapytała z zakłopotaną miną. - Panna Stoneham. - Nie mogę się pozbyć wrażenia, że nie jest tym, za kogo się podaje - zaśmiała się i wzruszyła ramionami. - Być może jednak czytałam zbyt dużo powieści! W każdym razie czułabym się lepiej wiedząc, że nie ma żadnych niegodnych zamiarów wobec mojego biednego braciszka. - A myślisz, że tak jest? - Lysandrze, mój drogi! - Oriana ścisnęła go za rękę. - Wystarczy na nich popatrzeć, by zrozumieć, że panna Stoneham jest Markiem mocno zainteresowana. Naturalnie, że ma nadzieję coś wskórać, a która guwernantka by nie miała, jakkolwiek stara się to ukryć. - Nie wierzę, by go zachęcała.