może mu się jeszcze bardziej poszczęścić, lecz zaczęła się też trochę denerwować. Gdy

od kraju? W razie niepowodzenia zdobyłby sobie silną pozycję wśród wigów jako rzecznik rosyjskich interesów. Wiedział, że car nie będzie go prześladował. Tylko on, Michaił Kurkow, mógł wywrzeć na politykę angielską wpływ korzystny dla Rosji. Dzięki traktatom handlowym i sojuszom wojskowym jego ojczyzna mogłaby ciągnąć zyski z brytyjskiego przemysłu i potęgi morskiej. Był to bezpieczny plan, ale zagrażał mu jeden jedyny drobiazg - dziewczyna, która właśnie stukała do książęcych drzwi. Becky nigdy jeszcze nie była tak zdenerwowana. Układała sobie akurat w myśli przemowę do lorda namiestnika, gdy wielkie białe drzwi drgnęły i zaskrzypiały. Na progu stanął kamerdyner o władczym wyglądzie i krzaczastych, siwych brwiach. Dygnęła przed nim niepewnie. - Dzień... dzień dobry panu... ja... muszę się widzieć z księciem. - Doskonale, doskonale, w porządku - zapewnił ją łagodnie. - Proszę wejść i usiąść sobie. O, tam. Spojrzała na niego podejrzliwie. Był zanadto usłużny. Sądziła raczej, że będzie się musiała długo dopraszać o audiencję. - Dziękuję - odparła powściągliwie. Dlaczego on się do niej uśmiecha niby zdziecinniały staruszek? - Tędy, panienko, tędy. Becky weszła za nim do wspaniale urządzonego westybulu. Dlaczego kamerdyner patrzy na nią, jakby była dzikim zwierzęciem w menażerii? Dwaj czujni, muskularni lokaje w liberiach czekali w pobliżu, a służąca w czepku i http://www.infekcjeintymne.edu.pl/media/ - Tak - powtórzył Alec. - Coś nowego. Kompani wrócili do hałaśliwej paplaniny. Alec zamyślił się. Może mieli rację? Może rozpustna noc była tym, czego potrzebował, bardziej nawet niż hazardu. Alec wielbił seks, delektował się nim, żył dla niego. Miłości za to unikał jak zarazy. Przejechał w zadumie palcami po ustach, przeglądając w myślach długą listę spragnionych miłości pań z towarzystwa, które spędzoną z nim noc uznałyby za najlepszą w sezonie. Może... Tyle że znudziło mu się przyprawianie rogów ich mężom, a sama myśl o rozpuście z ulicznicą groziła nawrotem złego nastroju. Nigdy by się do tego nie przyznał, lecz nierządnice przejadły mu się od czasu lukratywnej umowy, zawartej kilka miesięcy temu z lady Campion. Z rozbawieniem traktował miłosne usługi, świadczone zamożnej baronessie. Nawet przechwalał się nimi przed kompanami. Była wręcz nienasycona i, co więcej, spłaciła jego karciane długi. Skandalizująca

- W porządku. Są bezpieczni. - A Bella? Emmett upił duży łyk mocnej, gorącej kawy. - Jest w porcie. Nasi ludzie cały czas ją obserwują. Pewnie zaraz się z nami połączy. Edward posłał mu długie, twarde spojrzenie. Walczył o to, żeby być w dokach razem z agentami. Niestety, opór ze strony Carlise’a, Emmetta i Maloriego okazał się zbyt silny. Ostatecznie przekonał go argument, że jeśli ktoś by go rozpoznał, operacja byłaby spalona. Musiał więc pogodzić się z tym, że Bella została sama, zdana wyłącznie na siebie. - Blaque nie pokazał się ani razu. Sprawdź wszystkich pałacowych luksusów, to jeszcze przysługiwało jej prawo do posiadania osobistej ochrony. Towarzyszących jej ochroniarzy uznała za drobną niewygodę, gdyż przy swoim doświadczeniu i talencie mogła bez trudu wywieść ich w pole. Gdy więc oni myśleli, że siedzi zamknięta w swoim pokoju, ona była w zupełnie innym miejscu. Jednak życie pod ciągłą obserwacją rodziło pewien poważny problem. Otóż Bella nie mogła swobodnie kontaktować się ze swoimi łącznikami na zewnątrz. Korzystanie z pałacowej linii telefonicznej w ogóle nie wchodziło w grę. Przy takiej ilości numerów wewnętrznych istniało ryzyko, że nawet zaszyfrowana rozmowa zostanie podsłuchana. Bella rozważała nawet możliwość użycia własnego nadajnika, lecz szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Jej sygnał mógł zostać łatwo namierzony, a ona nie po to poświęciła dwa lata na przygotowania, by w kluczowym momencie operacji dać się złapać z winy głupiego elektronicznego gadżetu. Zresztą zawsze uważała, że najważniejsze rozmowy powinno odbywać się w cztery oczy. Po dwóch dniach od przyjazdu do Cordiny wysłała list. Na kopercie widniał adres fikcyjnej osoby, w rzeczywistości zaś list miał dotrzeć do angielskiej komórki organizacji Blaque’a, która gęstą siatką oplatała całą Europę. Gdyby z jakichś względów został przechwycony i otwarty, niepożądany czytelnik dowiedziałby się, że Cordina to piękny kraj, a pogoda jest to cudowna. Jednak ci, w których ręce miał trafić, od razu wiedzieliby, jak rozumieć tych kilka banalnych zdań, w których Bella zaszyfrowała ważne informacje. Prócz swojego imienia i rangi podała datę, godzinę i miejsce spotkania, które chciałaby odbyć z członkiem lokalnej komórki. Napisała, że na dany sygnał stawi się w umówionym miejscu. Sama. Jeszcze tydzień, obliczała w myślach, biorąc pod uwagę czas potrzebny na to, by list dotarł do celu. Siedem dni i będzie mogła wreszcie przystąpić do tego, nad czym pracowała. Do tego czasu miała mnóstwo zajęć, więc nie groziła jej nuda. Tego dnia do pałacu przyjechała księżna Rosalie z rodziną. Od wczesnego ranka służba uwijała się jak w ukropie, usuwając wszystkie wartościowe przedmioty, które mogłyby niechcący wpaść w ręce książęcych wnuków. Ze szczególną pieczołowitością zabezpieczono bezcenną kolekcję słynnych jajek Faberge. Bella spędziła większość dnia na spokojnych zajęciach. Przed południem towarzyszyła Alice i Marissie w pokoju zabaw, potem zjadła lunch z członkami Towarzystwa Historycznego, a po południu wykorzystała porę sjesty na obejrzenie pałacowych piwnic i sprawdzenie, czy są odpowiednio zabezpieczone. Wczesnym wieczorem przygotowywała się do kolacji, którą miała zjeść w towarzystwie książęcej rodziny. Zapinając przed lustrem naszyjnik z pereł, myślała o tym, że dobrze będzie zobaczyć potomków Carlise’a w komplecie. Chciała im się dobrze przyjrzeć, bo w krótkim czasie musi poznać ich na wylot. Nie wolno jej pomylić się w ocenie, bo jeden błąd może zniweczyć cały misterny plan. - Natychmiast tu wracaj, ty mały diable!!! - krzyknął ktoś w korytarzu. Po chwili trzasnęły drzwi, rozległ się śmiech, a potem tupot dziecięcych stóp. Nim Bella zdążyła wstać i zobaczyć, co się dzieje, drzwi do jej pokoju otworzyły się na oścież. Mały chłopiec bez pytania wpadł do środka i niewiele myśląc, skoczył w stronę łóżka. Zanim pod nie wlazł, uśmiechnął się rozbrajająco i zawołał po francusku: - Niech mnie pani nie wyda! Proszę! Nie zdążyła nawet otworzyć ust, gdy pokoju wbiegł Edward. - Czy był tu taki mały, źle wychowany nicpoń?