pory strzelanin w szkołach?

- Nie wiem, co powiedzieć - wyznał de Beers, i tym razem chyba mówił prawdę. - Uważa, że go zdradzam, prawda? - spytała Mary. Usiadła bokiem i popatrzyła mu prosto w oczy. - Uważa, że się wymykam i za jego plecami spotykam się z innymi mężczyznami. Dlaczego? Ponieważ cały czas zostawia mnie samą? Ponieważ odciął mnie od mojej rodziny i przyjaciół? Nie mam pracy. Nie mam żadnego życia, nie mam nic do roboty. Błąkam się tylko po wielkim domu i czekam, aż mój wspaniały mąż lekarz wróci z pracy. A może on o wszystkim panu opowiedział? Pozwoliła, żeby różowy sweter zsunął się jej z ramienia. De Beers natychmiast zauważył wielki siniak. Zacisnął usta. Teraz autentycznie jej współczuł. Mogliby być sprzymierzeńcami. Wtedy wygrałaby ona, nie jej mąż. De Beers nie odezwał się słowem. Milczenie przeciągało się, wreszcie stało się nie do zniesienia. Mary poczuła się nagle opuszczona i niepocieszona. Podciągnęła sweter i zapięła pod szyję. - Może... Może jednak zjem jedną czekoladkę - powiedziała cicho. Podał jej pudełko. Wzięła jedną, nie patrząc na niego. W tym momencie zrozumiała, że wpadł w jej sidła. 211 - Pan też musi jedną zjeść - rzuciła energicznie. - Nie będę się czuła http://www.estetyczna-med.net.pl/media/ Musi być coś, co mogłabym zrobić. Jej ojciec zamknął oczy. Pomyślała, że przez chwilę widziała w nich łzy. Potem ojciec westchnął, wrócił do kanapy i usiadł. Kiedy znów się odezwał, mówił głosem spokojnym i opanowanym, jak agent FBI, a nie jak ojciec. Nie wiedziała dlaczego, ale to ją uspokoiło. - Zaczniemy od początku - powiedział Quincy. - Wydaje się, że ktoś chce się na mnie zemścić za zło, które mu wyrządziłem. Nie wiemy kto, ale jak zasugerowałaś, proces eliminacji może powiedzieć nam więcej. Na razie 124 J wiemy, że osoba ta planowała to wszystko od bardzo dawna. Co najmniej od półtora roku, a właściwie raczej od dwóch. - Półtora roku do dwóch lat? - Kimberly była autentycznie zszoko¬

go na drewnianej podłodze albo na czarnym granitowym blacie. Chciał go roztrzaskać, a resztki rozdeptać na miazgę, aż nagle zapragnął lecieć do Kalifornii, żeby skopać dupę Miguelowi Sanchezowi, trzydziestodwuletniemu bandycie skazanemu na karę śmierci. Nigdy wcześniej nie czuł takiego gniewu. Z wściekłości krew tętniła mu w skroniach, a całe ciało sprężyło się jak do walki. Sprawdź miał zwykły biały podkoszulek, sprany i znoszony. W tym stroju wyglądał aż nazbyt zwyczajnie, co jeszcze bardziej wytrąciło Rainie z równowagi. Miała to sobie za złe. Shep starannie owinął koszulę wokół głowy chłopca, jakby ten był ze szkła i mógł się potłuc. – Wszystko będzie w porządku – szepnął. Znowu spojrzał z rezygnacją na Rainie i czekał na jej następny rozkaz. – Znajdź Luke’a – powiedziała drżącym głosem. Ruchem głowy wskazała wschodnie wyjście. – Niech podjedzie tu wozem patrolowym. – Chcę zostać z Dannym. – Nie. Luke ma znaleźć gościa z policji stanowej. Nie wiem, kto to. On cię przesłucha. Nie patrz tak na mnie, Shep. Wiesz, że to konieczne. Byłeś tu z Dannym. On jest twoim synem... Musimy wiedzieć, co ci mówił. I dlaczego przyjechałeś na miejsce przestępstwa sam, i... – uśmiechnęła się słabo – ... dlaczego przekazałeś dowództwo swemu zastępcy od