- Wie pan, ile Lorraine ma lat?

- Już wiem, dlaczego jest pan dobry w swoim fachu. De Beers znowu usiadł i uważnie przyjrzał się jej twarzy. - Zastanówmy się. Chce pani, żebym śledził kobietę, która - jest nadzieja - spotka się z człowiekiem, którego hobby polega na dobieraniu się do pracowników FBI i zabijaniu ich najbliższych? - Chodzi o najbliższych tylko jednego człowieka. To sprawa osobista. - Osobista? - Detektyw wpatrywał się w zdjęcie zamieszczone w gazecie. - Rany! Przecież to jakiś psychopata, facet ze stalowymi jajami! - Zanim pan go kopnie, niech pan włoży odpowiednie buty. De Beers westchnął. - Trzeba było już wczoraj powiedzieć, żebym się uzbroił. - Nie miałam czasu - odparła, wzruszając ramionami. De Beers znowu westchnął. - No dobrze. Załóżmy, że włożę kamizelkę kuloodporną i uzbroję się w trzydziestkę ósemkę. Czy może pani powiedzieć mi coś więcej o tym su¬ kinkocie? Nazwisko, wiek, rysopis? Rainie wyjęła notatnik. - Wiemy, że używa dwóch pseudonimów. Nazwiska Tristan Shandling użył niedawno w Filadelfii, żeby zbliżyć się do Elizabeth Quincy. Natomiast nazwiska Ben Zikka używał ponad półtora roku temu, żeby zbliżyć się do http://www.ekorekcja-wzroku.edu.pl ten cholerny włącznik. Światło, światło. Musiała to zobaczyć. Musiała wiedzieć. Niemożliwe... W końcu znalazła. Żarówki żyrandola wydobyły z mroku wnętrze salonu. Stary, okrągły kuchenny stół na jednej nodze. Głęboki fotel. Wygodna spłowiała, niebieska sofa. I strzelba. Oparta o poręcz sofy. Pięć długich nacięć wciąż widniało na drewnianej kolbie. Czas się cofnął. Rainie nie mogła go powstrzymać. Wpadła do kuchni i zaczęła przetrząsać szufladę z nożami. Znowu miała siedemnaście lat i właśnie wróciła ze szkoły. Przestań, przestań, przestań. To niemożliwe. Strzelba przecież trafiła do policyjnego magazynu w Portland. Ona, Rainie, sprawdziła. Upewniła się, że już nigdy tego cholerstwa nie zobaczy. Chwyciła pierwszy lepszy nóż – mały nożyk do obierania owoców – i wrzasnęła dziko: – Wyłaź, draniu! Nikt nie odpowiedział. Nawet sowy milczały, a tymczasem jej matka leżała z odstrzeloną

– Wspominał kiedyś o ludziach, których poznał przez Internet? O stronach, które odwiedzał? – naciskał Quincy. – Nie mogę powiedzieć. – Panie Mann... – zaczęła niecierpliwie Rainie. Przerwał jej z nadętą miną. – Danny jest moim pacjentem, a ja nie złamię tajemnicy lekarskiej. Sprawdź Zgodnie z procedurą pozwoliła włączyć się automatycznej sekretarce. - Cześć, kotku - odezwał się delikatny głos. - Podobno wprowadziłeś politykę dostępności. Kapuję. Bóg wie, że tutaj nie ma z kim pogadać. Szkoda twojej pociągającej córki. Ale nie żal mi twojej byłej. Quince, na ulicy mówi się, że ktoś ma twój numer. Nie martw się, kochasiu. Postawiłem na ciebie w więziennym totku. Sto do jednego - to mój styl. Do dzieła, dziewczyno! Życie jeszcze nie było takie zabawne. Dzwoniący odłożył słuchawkę. Glenda pomyślała, że ten telefon był dobry, wystarczająco długi, żeby go namierzyć. Co prawda założenie podsłuchu niczego nie dowiodło, chyba poza udokumentowaniem faktu, że wielu więźniów czyta gazetki więzienne. Połowa dzwoniących z przyjemnością podawała swoje nazwiska i nazwę więzienia. Wyszła z gabinetu i spostrzegła Quincy'ego w kuchni. Stał z małą walizką